poniedziałek, 8 października 2012

Rozdział 19

   19. Rozdział dedykowany wszystkim stałym Czytelniczkom. Czekałyście, czekałyście i doczekałyście się :) Scena nad jeziorem pisana do: "Pocałunek Yennefer"
 P.S. Voldemort postanowił za karę namieszać mi w blogu i zepsuł zakładki do innych blogów, więc postanowiłam go przechytrzyć i wkleić wam link to Wojny Światów z Lokim w roli głównej tutaj

Przez następne dni Harry, Ron i Hermiona skupiali się głównie na swoich zadaniach, zwłaszcza na dowiedzeniu się, z kim i o czym Nott rozmawiał w bibliotece. Starali się podsłuchiwać Ślizgonów, Ron nawet zaproponował, by zapłacili jakiemuś pierwszoroczniakowi, żeby dla nich szpiegował, co Hermiona skwitowała stwierdzeniem tak niecenzuralnym, że obaj chłopcy postawili oczy w słup.
  - No więc trzeba wymyślić coś, co nie będzie miało szansy się nie sprawdzić - powiedział Harry, przechodząc po raz piąty wzdłuż kominka w pokoju wspólnym. - To musi być pewnik.
 - Zawsze musimy brać poprawkę na to, że coś nie wyjdzie - westchnęła Hermiona.
 - Chyba, że zaangażujemy w to kogoś jeszcze.
 - Dumbledore powierzył to zadanie nam, co oznacza, że chce, żebyśmy sami je wykonali.
 - Więc wciągniemy w ten plan kogoś, kto nie będzie o tym wiedział, a kto może się nam bardzo przydać. - Nie musiał kończyć. Wiedziała, o co chodzi.
 - No dobrze, więc jak chcesz zmusić Malfoya do współpracy, nie mówiąc mu, że z nami współpracuje?
 - Nie ja. Ty. Podobno jesteście w dobrych kontaktach - mruknął z przekąsem, a Hermiona zaczerwieniła się ze złości. Jeśli czegoś nie znosiła w planach Harry'ego i Rona to właśnie zasady "Nie ufajmy mu, ale wykorzystajmy go". Potępiali za to wszystkich Ślizgonów, a robili identycznie.
 - Mogę z nim porozmawiać, ale zrobię to jawnie!
 - Żeby mógł ostrzec swoich kumpli, tak? - prychnął Ron.
 - Moglibyście w końcu przestać? Uwielbiacie powtarzać historię ze Snapem? Podejrzewaliście go przez sześć lat, pewnie nadal macie obiekcje, ale on JEST po naszej stronie, Malfoy tak samo. Nie musicie ich lubić, ale powinniście szanować za to, że przeszli na właściwą stronę, choć wisi nad nimi groźba śmierci.
 - To żadne bohaterstwo. Ta sama groźba wisi nad nami.  - Harry wyglądał na bardzo wzburzonego.
 - Ale nie każdy naraża się bezpośrednio Voldemortowi. Wiesz, że on nie ukaże tego, kto zawinił, ale jego bliskich, żeby zabolało bardziej. Jeszcze się tego nie nauczyliście?
  - A od kiedy tobie tak bardzo zależy na bliskich Malfoya? - prychnął Ron. Dziewczyna poczuła, że wzbiera w niej gniew trudny do opisania.
 - Od kiedy jest po naszej stronie! Nie chciałabym, żeby coś stało się komukolwiek, kto działa w Zakonie. Wybaczcie, nie mam siły tłumaczyć wam tego po raz setny. - Wstała, ze złością odrzuciwszy z ramion włosy i przeszła przez dziurę za portretem. Bezwiednie skierowała się w stronę Wielkiej Sali, choć wcale nie miała potrzeby, by się w niej znaleźć. Wyglądała na tak złą, że nawet Ślizgoni schodzili jej z drogi, a znajomi zamiast mówić "cześć" stawali się nagle niewidoczni. Najgorsze miało dopiero nastąpić.
 - Proszę, proszę - przy samym wejściu natknęła się na Carrowa. - Panna Granger. Przypominam, że za pół godziny wybije dwudziesta pierwsza i gdyby nie zdążyła pani do tej pory dotrzeć do dormitorium, może pani od razu zjawić się w moim gabinecie i odrobić szlaban.
 - Jestem prefekt naczelną, panie profesorze - wysyczała, siląc się, by nie kopnąć go z całej siły w łydkę.
 - I?
 - I upoważnia mnie to do przebywania poza dormitorium o dowolnej porze.
 - Nie tym tonem do nauczyciela, Granger. Gryffindor traci pięć punktów. - Gdy z klepsydry Gryffindou spadło pięć błyszczących rubinów, Carrow zauważył, że wściekłość wzbiera w dziewczynie z jeszcze większą mocą. Jeszcze tylko chwila, a będzie miał szansę zostać z nią sam na sam i użyć veritaserum... - Kolejne pięć za ten grymas na twarzy. Chcesz coś powiedzieć, złociutka? - zaśmiał się paskudnie. Hermiona już otwierała usta, już nabierała powietrza w płuca, już miała wykrzyczeć, że go zabije i wyciągnąć różdżkę, gdy nagle przypomniała sobie o lekcjach z Dumbledorem. Musi sobie teraz poradzić. Właśnie tego będzie się uczyć, właśnie do tego chcą ją przygotować. Wypuściła lekko powietrze, wyprostowała się i patrząc profesorowi prosto w twarz wyrecytowała przesłodzonym tonem:
 - Przepraszam, panie profesorze. - Carrow nie krył rozczarowania. Wyminął ją ze złością, a ona nie mogła powstrzymać uśmiechu. Może i nie zrobiła nic wielkiego, ale jednak było to pewne zwycięstwo nad śmierciożercą.
 - Bardzo dobrze, Granger - usłyszała głos, który sprawił, że zdrętwiała. Snape.
 - Panie profesorze?
 - Po prostu wyrażam swoje zdziwienie, że  wreszcie ci coś wyszło. Opanowałaś się, tak? Tak trudno było przez sześć lat dojść do tego, że nie trzeba wiecznie bezmyślnie się wydzierać? - To by było na tyle, jeśli chodzi o pochwały do Severusa Snape'a. Nie wiedziała, co powiedzieć, więc czekała, aż to Snape się odezwie. Ku jej przerażeniu zbliżył się do niej na odległość nie większą niż pięć centymetrów i z miną mordercy zaczął swój jadowity wywód.
  - Jeśli jeszcze długo zamierzasz bawić się uczuciami Dracona, to ostrzegam cię, że osobiście dopilnuję, byś poniosła tego konsekwencje. Albo mu powiedz, by o tobie zapomniał, albo przestań grać i bądź przy nim cały czas. Od końca wakacji mącisz mu w głowie, destabilizujesz mu życie i wodzisz za nos. Naprawdę nie masz nic lepszego do roboty w czasie wojny?
 - Nigdy nie mąciłam mu w głowie. Poza tym Draco i ja jesteśmy tylko znajomymi, starałam się mu pomóc, okazać mu jakoś, że go akceptuję.
 - I okazałaś mu to całując się z nim, tej samej nocy, gdy zaatakowano dziewczynę Weasleyów? - prychnął kpiarsko.
 - Ja... skąd pan o tym wie?
 - Bo jestem jedyną osobą w zamku, której ten chłopak ufa. Powiedział mi. Wiesz może, dlaczego?
 - Bo nie umie trzymać języka za zębami?- warknęła.
 - Nie. Bo zmęczyły go twoje dziecinne gierki. Powinnaś z nim porozmawiać, Granger.
 - Akurat z tym się zgodzę. - Oboje, Hermiona i Snape wzdrygnęli się, gdy dostrzegli wchodzącego przez drzwi frontowe Dracona.
 - Draco, próbowałem wyjaśnić jej...
 - Słyszałem rozmowę, wielkie dzięki. - Zmierzyli się ostrymi spojrzeniami, a chwilę potem starszy mężczyzna odszedł, powiewając swoimi czarnymi szatami, jak wielki nietoperz. Malfoy stanął naprzeciwko niej, co wywołało dziwne uczucie złożone ze złości, poczucia winy i radości.
 - Przejdziemy się? - W odpowiedzi skinęła tylko, jakby się bała, że każde słowo może zbyt brutalnie zmącić tę chwilę, co do której nie była pewna, jakie emocje w niej wzbudza. Wyszli na ciemne błonia, które oświetlał tylko wielki księżyc i światła płynące przez rozległe łąki z okien chatki Hagrida.
 - Daj mi rękę - poprosił i delikatnie chwycił jej dłoń w swoją.
 - Ale...
 - Nic nie mów. Jeszcze nie teraz. - Prowadził ją przez chwilę, a gdy dotarli pod rozłożysty, stary buk nad jeziorem ustawił ją przed sobą. Cała drżała, trochę z zimna, trochę z przejęcia. Nie tego spodziewała się, wychodząc z pokoju wspólnego.
  - To, co powiedział ci Snape...
 - Ja wcale...
 - Miał rację. Mówiłem ci już, że nie jesteś mi obojętna, ale nie sądziłem, że to zajdzie aż tak daleko. - Dotknął zimną dłonią jej policzka. Pod dotykiem delikatnych palców chłopaka zadrżała zdecydowanie mocno.  - Nie skazuj mnie na wieczną niepewność. Powiedz mi, czy jest coś między nami? - Serce dziewczyny tłukło się w jej piersi, jak oszalałe. Nie widziała go tylko kilka dni, a zdawało jej się, że minęły całe wieki i że przez te wieki wszystko diametralnie się zmieniło. Gdy patrzył na nią tymi błyszczącymi oczami, płonącymi nadzieją, musiała przyznać, że nigdy nie widziała czegoś równie pięknego. Przez głowę przepływały jej setki myśli począwszy od paraliżującego strachu przez niepewność po euforię. Teraz musiała mu tylko odpowiedzieć. "Czy jest coś między nami?"
 - Tak - powiedziała w końcu. Oboje mieli wrażenie, że świat wybucha wokół nich całą paletą barw i wiruje, jakby oszalał. - Ale tak strasznie się boję. Przecież jesteśmy wyjęci z dwóch różnych rzeczywistości...
 - Sami stworzymy sobie własną. 
 - Draco, to się nie uda. Będziemy tego żałować, zobaczysz. To się musi źle skończyć.
 - Może i tak. Ale ja chcę zaryzykować, rozumiesz? Choć spróbujmy... - powiedział, po czym pochylił się nad nią i mocno pocałował. Tym razem nie zamierzała tego kończyć. Przeciwnie, objęła go, choć bardzo nieśmiało i pozwoliła się namiętnie całować. Za każdym razem, gdy brakowało im oddechu, przerywali na chwilę, by znów wrócić do upojnej pieszczoty swoich ust. Draco trzymał ją mocno przy sobie, bo czuł, jak dosłownie słabnie mu w ramionach. Uśmiechnął się, widząc jej rumiane policzki i zaszklone oczy.
 - Mam nadzieję, że to nie był ostatni raz - powiedział, przytulając Hermionę do siebie. - Uderzyłaś mi do głowy. Teraz już nie dam ci odejść.

18 komentarzy:

  1. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  2. Iii boskie... Nie stop ! to jest Mega... nie umiem się doczekać następnego rozdziału.. Mam takie jedno pytanko czemu nie powiadamiasz mnie na moim blogu o nowych notkach ???

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miło słyszeć taką opinię ;)
      Jeśli chodzi o powiadamianie - kiedy robię to na czyichś blogach, zwykle mi umyka przez natłok spraw. Może zechciałabyś zostawić numer GG tutaj lub na privie? Byłoby mi łatwiej. Pozdrawiam!

      Usuń
  3. Genialne ! Czekam na następny rozdział z niecierpliwoscią !

    OdpowiedzUsuń
  4. Hej przypadkiem trafiłam na twojego bloga, i nie załuję jest fantastyczny, magiczny, istne arcydzieło :D

    OdpowiedzUsuń
  5. wspaniały rozdział! <3 zbiaram się za kolejne!

    OdpowiedzUsuń
  6. Koniec ? Idealny :* Nawet nie wiesz, jak wielką mam radość z czytania teojego opowiadania.

    OdpowiedzUsuń
  7. Jeeeej super, super i jeszcze raz super, jesteś świetna

    OdpowiedzUsuń
  8. Teraz to już dostałam skrzydeł ;*

    OdpowiedzUsuń
  9. NARESZCIE!
    Nareszcie się do tego przyznali. Cudowny rozdział! :)

    OdpowiedzUsuń
  10. AAAAAAAAAA!!!! To jedno słowo jakim było "tak" dało ból uszu moiej rodzinie :D W KOŃCU! i nie próbuj tego zepsuć, bo się zacznę nad Tobą znęcać xD a i gratuluje Hermionie opanowania przed tym gburem :>
    Pozdrawiam
    ~ Sandra

    OdpowiedzUsuń