wtorek, 2 października 2012

Rozdział 18


  18. Powracam z długim rozdziałem na przeprosiny :) Obiecuję Wam, że od teraz zacznie się prawdziwy cyrk na kółkach, bo wszystko, co mieliśmy pozałatwiać wcześniej, już załatwiliśmy i teraz możemy przejść do właściwego toku opowiadania. P.S. Znów poczułam ogromną pasję do tego opowiadania. Nareszcie! :)


Z drzew zaczęły sypać się liście. Deszcz coraz częściej zacinał w okna, a wiatr stawał się coraz mroźniejszy. Jesień rozhulała się na dobre, a czas uciekał nieubłaganie. Było to tym ważniejsze, że przecież wojna również gnała naprzód, a nikt nic konkretnego nie mówił. Carrowowie robili wszystko, by wyśledzić uczniów powiązanych z Zakonem, Umbridge na każdym kroku sprawdzała poczynania Dumbledore'a, Ginny powoli dochodziła do siebie, Michael obudził się, ale był w znacznie gorszym stanie, co kompletnie ją dobijało, owutemy nadciągały z zatrważającą prędkością, a Harry i Ron wciąż byli dla niej oziębli. Hermiona postanowiła więc skupić się wyłącznie na nauce. Nie miała ochoty rozmyślać także o Malfoy'u, który od ich ostatniego spotkania nie raczył jej obdarzyć nawet przelotnym spojrzeniem. Jej życie byłoby właściwie w miarę uporządkowane, gdyby nie liścik, który wręczyła jej jakaś dziewczynka z trzeciego roku. Przeczytała i popędziła ile sił w nogach do Wielkiej Sali, by dopaść chłopców.
  - Patrzcie! - wcisnęła Harry'emu zwitek pergaminu w dłoń. Ron również pochylił się nad ramieniem przyjaciela.
  - Dumbledore... - wyszeptali równocześnie.
  - Mamy się u niego zjawić za godzinę. Może wreszcie dostaniemy jakieś zadania - rzekła z nadzieją, choć bardziej prawdopodobnym było, że chodzi o ich niedokończone spotkanie.

Równo o ósmej czekali już pod drzwiami jego gabinetu. Atmosfera była napięta bardziej niż zwykle, bo chłopcy wciąż nie byli zbyt przyjaźnie do niej nastawieni, a ona nie mogła im tego wybaczyć. Wobec tego gdy tylko zasiedli przed biórkiem, dyrektor zwrócił się do nich w te słowa.
  - Coś jest nie w porządku, prawda?
 - Och... to tylko takie... - zaczęła Hermiona i rzuciała pytające spojrzenie w stronę przyjaciół.
 - No... można tak powiedzieć - mruknął Ron, a dyrektor uśmiechnął się dobrodusznie.
 - Tak mi się właśnie wydawało. Ostatnio nieczęsto widuje się was razem. Panna Granger nie przyszła nawet na pierwszy trening quidditcha, prawda?
 - Ja... uczyłam się, profesorze. 
 - Doskonale. Wiedzy nigdy nie za dużo, prawda? No, ale do rzeczy. Będę musiał was poprosić o sporo samozaparcia. Jeśli tak, jak mówiłem poprzednio, chcecie uczyć się opanowania, musicie zacząć od poskromienia negatywnych emocji. Jesteście w stanie podać sobie ręce? - Spojrzał na nich wyczekująco. To Harry pierwszy wyciągnął dłoń i Hermiona uścisnęła ją serdecznie, ale z Ronem nie było już tak różowo. Podanie ręki w tym przypadku było tylko symbolem, bo wciąż odczuwał do niej tę samą niechęć.
 - No, od czegoś trzeba było zacząć - rzekł dziarsko Dumbledore i klasnął w dłonie. - Mam dla was informacje, które niekoniecznie przypadną wam do gustu, ale jeśli chcecie dobrze nauczyć się sztuki poskromienia emocji, musicie stawić im czoła.
 - To znaczy? - przerwał mu niecierpliwie Harry, słusznie przeczuwając, co profesor ma na myśli. 
 - To znaczy, że będziecie wystawieni na prowokacje. Ciebie - odezwał się do Harry'ego  - zacznie uczyć profesor Snape. Pana Weasleya weźmie pod swoje skrzydła profesor McGonagall, a ja będę uczył pannę Granger.  - Wszyscy troje mieli inne miny - Harry wyglądał, jakby zamierzał kogoś przekląć Avadą, Ron lekko zzieleniał na myśl, że ma go uczyć kobieta, z którą na każdej lekcji ma na pieńku, a Hermiona zbladła wiedząc, jak bardzo inteligentny i doświadczony nauczyciel będzie ją uczył i jak bardzo okaże się być niedouczona.
 - Najgorsze mamy już za sobą - powiedział po chwili Dumbledore, uśmiechając się z rozbawieniem. - Harry, panie Weasley, wasi nauczyciele czekają w swoich gabinetach. Panna Granger zostanie u mnie i umówimy się na kolejne spotkanie. - Chłopcy już wstali, gdy uderzyła w nią straszna myśl. Na śmierć o tym zapomniała i trzymała to w tajemnicy strasznie długo. 
 - Profesorze, jeszcze jedno!
 - Tak, panno Granger? -  Harry i Ron zatrzymali się wpół kroku.
 - Zapomniałam... to było tak dawno... ale muszę to powiedzieć, bo to bardzo ważne. Och, to moja wina, gdybym powiedziała wcześniej...
 - W zasadzie niewiele nam pani wyjaśniła.
 - Jasne, przepraszam. Kiedyś, gdy siedziałam w bibliotece, podsłuchałam, naprawdę niechcący - dodała, widząc kolejny uśmiech staruszka - rozmowę dwóch chłopców. Jednym z nich był Nott. On zlecał coś temu drugiemu chłopakowi. Kazał mu coś zrobić. Mówił, że... że może prosić o pomoc Malfoya, bo jego pan nie będzie podejrzewał. I że ma czas do świąt, żeby to coś zrobić. Nie wiem tylko, o co chodziło. *
 - To bardzo dobrze, że pani o tym mówi. To mogło mieć coś wspólnego z atakiem na pannę Weasley i pana Corenera...
 - Może to było to! - wykrzyknął Ron. - Może do tego Nott namawiał tego chłopaka.
 - Podejrzewam, że nie - rzekł Dumbledore.  - Gdyby chodziło o napadnięcie pańskiej siostry, z pewnością byłoby to zlecenie zabójstwa. Gdyby się nie powiodło, z całą pewnością w szkole znaleźlibyśmy już ciało jakiegoś młodego śmierciożercy. Poza tym pan Malfoy nie miałby z tym nic wspólnego, jak sądzę.
  - No właśnie niekoniecznie - mruknął Harry, unikając spojrzenia przyjaciółki. Opowiedział dyrektorowi o tym, jak Malfoy zachowywał się w Wielkiej Sali dzień po napadzie na Ginny. Dyrektor wysłuchał go, lecz nie odpowiedział.
- Wydaje mi się, że wreszcie możecie wykazać się pracą dla Zakonu Feniksa. Postarjcie dowiedzieć się, kto wtedy rozmawiał z Nottem i o czym mówił. Jeśli się dowiecie, lub choć będzicie mieć uzasadnione domysły, proszę mnie powiadomić. Proszę was tylko - bądźcie ostrożni i uważajcie na... niektórych profesorów - spojrzał na nich znacząco. - Dobranoc, chłopcy - wyprosił ich grzecznie, a oni zniknęli za drzwiami.
 - Profesorze - odezwała się znów Gryfonka - na czym będą polegały nasze lekcje?
 - Och, to bardzo proste, panno Granger. Będę pani uczył wszystkiego od teorii po prkatykę, starając się przy tym narobić trochę zamieszania w pani głowie.
 - Zamieszania? - zdziwiła się. - Myślałam, że teraz potrzebny nam jest spokój...
 - Bo jest. Ale to nie środowisko ma go wam zapewniać, lecz wasze wewnętrzne doskonalenie się. Oto właśnie chodzi. Kiedy wojna rozkwitnie na dobre, wszyscy będą starli się zasiać w was niepewność i strach, którego nie będziecie w stanie pokonać bez opanowania.
 - Rozumiem. Ale czy... czy to nie zaszkodzi?
 - Nie. Może tylko i wyłącznie pomóc. I tak wierzę, że jest pani bardziej opanowana niż Harry czy pan Weasley.
 - Niezupełnie - mruknęła, przypominając sobie, ile razy na nich wrzeszczała, jak panikowała przed sumami, jak wydzierała się na Malfoya... Dumbledore znów parsknął śmiechem.
 - Jeśli już jesteśmy przy chaosie: rozmawiała pani ostatnio z Draconem? - Dziewczyna energicznie podniosła wzrok.
 - Nie. Dlaczego pan pyta?
 - Bo wydawało mi się, a wręcz wysłuchałem relacji naocznego świadka, że pani i pan Malfoy macie ze sobą wiele wspólnego. 
 - Profesor Snape to panu powiedział, prawda? - wypaliła takim tonem, który powinien spopielić długą siwą brodę profesora.  - Przepraszam.
  - Nic nie szkodzi, rozumiem te silne emocje. Tak, to Severus opowiedział mi o tym, że widuje was razem i że pan Malfoy czasem o tobie wspomina. Byłem ciekaw, czy rozmawialiście ostatnio ze sobą, a to tylko dlatego, że chciałbym wiedzieć, czy Draco dzieli się swoimi trudnymi chwilami z kimkolwiek. 
 - Trudnymi chwilami! Ha, bardzo dobre! - zakpiła, zupełnie już nie kontrolując swojej złości. - On ma w ogóle coś takiego, jak trudne chwile? Namącił mi w głowie i zabrał czas, a teraz nie odezwał się nawet słowem!
 - To właśnie dlatego, że nie chce, by się wydało, że teraz bardzo cierpi.
 - Z jakiego to powodu cierpi naczelny Wspaniały naszej szkoły?
 - Myślę, że z powodu swoich rodziców - odpowiedział spokojnie dyrektor, a jej złośliwy uśmiech natychmiast schował się za łagodnym współczuciem.
 - Ja... nie wiedziałam.
 - Nie miała pani prawa wiedzieć. Proszę panią tylko o to, żeby nie odrzuciła go pani teraz. Wiem, że jest pani jedyną spośród jego rówieśniczek, którym zaufał na tyle, by czegoś się o nim dowiedziały. Draco to dobry chłopiec. Tyle tylko, że całe jego dobro trzeba umieć wydobyć spod tej zbroi, w której wiecznie się ukrywa.
 - I sądzi pan, że jestem odpowiednią osobą, by cokolwiek z niego wydobywać? - spytała z uprzejmym powątpiewaniem.  - Przez sześć lat omijaliśmy się szerokim łukiem, jeśli akurat nie wareczeliśmy na siebie jak wściekłe psy i nie wyciągaliśmy różdżek. Wiem, że się zmienił, wiem, że powinniśmy w niego uwierzyć i dać mu szansę, ale Malfoy potrzebuje kogoś, kto będzie potrafił ustawić go do pionu, a nie kogoś, kto będzie go głaskał po główce i mówił, że wszystko jest w porządku.  - Zaraz potem przeszyło ją bystre spojrzenie błękitnych oczu.
 - Myli się pani. Takich właśnie ludzi spotykał przez całe życie. Teraz czas na to, by poznał czułość i ludzkie dobro. Poza tym wierzę głęboko, że nikt tak jak pani nie będzie potrafił przywołać go do porządku. -  Uśmiechnął się raz jeszcze.
 - Mam to potraktować jako kolejne zadanie?
 - Absolutnie nie. Ma to pani potraktować jak akt dobrej woli, która może pani przynieść bardzo wielkie szczęście.

________________________
* Odsyłam do rozdziału 13, jeśli ktoś zapomniał, o czym mowa.

5 komentarzy:

  1. boże kocham cię i to twoje opowiadanie!ja chcę więcej!awwwwwwwwwwwwwwwwwwwwww

    OdpowiedzUsuń
  2. dobry:) mówiłam, że kocham to opowiadanie? Chyba nie. Dołączam do grona czytelniczek i stałych bywalczyń:) Harry na zajęcia z Severusem:D jestem ich ciekawa xD
    Wena i czasu na pisanie:*
    alex

    OdpowiedzUsuń
  3. Hmmm... Czytałam Twoje 'Uczucie z piekła rodem' i muszę przyznać, że masakrycznie mi się podobało. :D Szczególnie wątek z Billem (którego po prostu ubóstwiam) i później z elementem Drarry. Właściwie tamto opowiadanie zaczęłam czytać jakieś cztery dni temu, a to wczoraj. Wielokrotnie chciałam dodać komentarz pod tamtymi rozdziałami, ale nie mam konta w tamtym serwisie, a nie chciało mi się zakładać nowego ani sprawdzać czy da się anonimowo. Przeczytałam tamto i jestem zachwycona i zdegustowana jednocześnie. Zachwycona, bo jest moim zdaniem genialne, a zdegustowana, bo szybko się skończyło. Czytam bardzo dużo FF i jak jest jakieś dobre, to nie mogę przeboleć, jak się kończy. Poza tym, to właśnie wątek w Twoim opowiadaniu przekonał mnie do Drarry. Yyy... co ja chciałam? A, tak. Mam wątpliwości co do tego, czy forma wyrazu 'otworzyć' jakiej używasz jest poprawna. Chodzi mi o to, że piszesz 'drzwi się otwarły', 'otwarł oczy'. Ale broń Boże nie mam pretensji, bo sama nie wiem, czy moje przypuszczenia są słuszne. Bo tak, jak jeszcze dwa lata temu pisałam absolutnie bezbłędnie, tak teraz jest mnóstwo wyrazów, w których nagminnie walę ten sam błąd. W każdym razie życzę duuużo Weny i czasu, bo bez czasu Wena potrafi być ciężarem (wiem z własnego doświadczenia). W wolnych chwilach zapraszam do siebie (herbatkazverbena.blogspot.com). Puki co zwykły blog, ale myślę też o napisaniu własnego hogwardzkiego opowiadania (zapewne długo to potrwa, bo nie mam czasu na oddychanie), które z moją zrytą psychiką i kompletnym antytalentem (mam natchnienie,ale nie umiem pisać) okaże się pewnie skończonym dnem. Chryste, jak ja się rozpisuję. Ale już tak mam. W każdym razie dalej postaram się komentować rozdziały na tym blogu, obiecuję, że bardziej zwięźle.
    Pozdrawiam.
    Alice.
    P.S. Chyba strasznie Ci nasłodziłam, ale już tsk mam, że jestem szczera do bólu.
    P S.2 Przepraszam za wszystkie błędy, ale piszę z telefonu i nie mam sprawdzania pisowni (ach jak ono wkurwia w Androidach) ani wygotnej klawiatury.

    OdpowiedzUsuń
  4. Więcej, więcej, więcej!
    Idę czytać dalej :>

    OdpowiedzUsuń
  5. Dumbledore wziął się za naszą Trójkę :) Ciekawe czy Hermiona weźmie do serca słowa dyrektora ^^ i padłam kiedy dowiedziałam się, że Harry będzie uczył się u Severusa hahaha
    Pozdrawiam
    ~ Sandra

    OdpowiedzUsuń