40. Nie wiem, czy na Expecto pojawił się wcześniej równie refleksyjny i smutny(?) rozdział. Starałam się, żeby tekst nie ociekał patosem, za to dawał do myślenia. Jeśli ktoś z Was ma jeszcze wątpliwości co do uczuć Malfoya, to myślę, że tym rozdziałem je rozwieję ;) Ależ oni tu u mnie wydorośleli, to aż nieprawdopodobne :)
Jeszcze jedno: rozdział pisany był do jednego z dzieł mistrza Hansa Zimmera. Polecam słuchać podczas czytania. Utwór jest naprawdę niesamowity świstoKLIK
Następnego dnia w wieży Gryffindoru pojawiła się informacja o przeniesieniu wszystkich czystej krwi do innej placówki w
związku z Prawem Separacji, ale ci, którzy mieli choć trochę oleju w głowie, nie uwierzyli w to ani na jotę. Oczywistym był fakt, że gdyby chodziło tu o Prawo Separacji, to uczniowie nieczystej krwi zostaliby przeniesieni. Oznaczało to, że w Hogwarcie ma wydarzyć się coś złego. Harry, Ron, Hermiona, Ginny i Parvati stali przed tablicą ogłoszeń, bladzi i wystraszeni. Doskonale wiedzieli, że jeśli komuś ma stać się krzywda, to oni nie dostaną żadnych szans na ucieczkę. Parvati wtuliła się w Rona, Hermiona usiadła przy kominku, wpatrując się tępo w ogień i tylko Harry wraz z Ginny wciąż studiowali ogłoszenie od nowa, jakby z nadzieją, że znajdą tam jakąś podpowiedź, jakąś wskazówkę, która pozwoliłaby im mieć złudne wrażenie, że nic im jednak nie grozi.
- Boję się - powiedziała niespodziewanie ruda, której widocznie zabrakło sił na odgrywanie roli wiecznie niewzruszonej. Harry przytulił ją do siebie i natychmiast poczuł znajome ciepło, rozchodzące się po całym ciele.
- Jakoś to będzie. Nie damy się tak po prostu zabić.
- Harry - parsknęła nerwowym śmiechem - o czym ty mówisz. Wszyscy jesteśmy na świeczniku. Dobrze wiesz, że... - ale Potter położył palec na jej ustach, by nic więcej nie mówiła. Spojrzał głęboko w jej oczy i zdał sobie sprawę, że uczucie, którego tak zawzięcie szukał w Hermionie, które wręcz sobie wmawiał, tak naprawdę mógł ulokować tylko w jednej osobie. W dziewczynie, która stała przed nim. Gdy pocałował ją w czubek głowy, nie protestowała. Odkąd rozstała się z Michaelem, coraz częściej myślała o Harrym.
Hermiona uśmiechnęła się do siebie, widząc swoich przyjaciół w ramionach bliskich im osób. To był bardzo kojący widok, jednak sama poczuła się niezwykle samotna. Tak bardzo by chciała, żeby Draco był przy niej... Z drugiej zaś strony marzyła, by znalazł się jak najdalej od wojny, walki i niebezpieczeństw. Taki konflikt uczuć powodował, że nie wiedziała, co ma ze sobą zrobić. Czuła się całkowicie rozbita. jakby na domiar złego, chwilę później do wieży wszedł Snape, obrzucony przez wszystkich bez wyjątku nienawistnym spojrzeniem.
- Granger, idziemy - powiedział, nawet nie podchodząc bliżej. Harry, Ron, Ginny, Parvati, a nawet Dean i Seamus ustawili się przed Hermioną.
- Dokąd ją pan zabiera? - warknął Potter, zaciskając ręce w pięści, jakby ledwo powstrzymywał się przed rzuceniem się na Snape'a.
- Nie twój interes, Potter - warknął profesor.
- Harry, daj spokój - powiedziała Hermiona i przecisnęła się między nimi. - Później wam wyjaśnię - powiedziała szeptem.
- Nie, Hermiono! - Ron wyciągnął ku niej rękę, ale Snape chwycił ją już za ramię i wyprowadził. Dobrze wiedziała, że prowadzi ją na przesłuchanie, a ona nie miała nawet zamiaru udawać, że się nie boi. Raz po raz uderzały w nią lodowate fale strachu.
- Pamiętasz o wszystkim? - spytał cicho Snape.
- Pamiętam - odpowiedziała, gotowa podać śmierciożercom wystudiowaną wersję wydarzeń. Nic jednak nie zmieniało faktu, że nie mogła być pewna, czy i w jakim stanie wróci, jeśli jej się to uda. Niespodziewanie Snape pociągnął ją w jakiś ciemny, boczny korytarz. Utkwiła w nim przepełnione strachem spojrzenie - czyżby chciał jej coś zrobić? Ale Severus tylko stanął naprzeciw niej.
- Wiem, że bardzo się boisz, Granger, ale nie możesz dać się złamać - powiedział.
- Wiem. Nie jestem głupia.
- Mogę... mogę ci powiedzieć z doświadczenia, że w takich sytuacjach pomaga tylko myślenie o tym, dla kogo się poświęcamy. Myśl o Draconie, czy choćby o tym przeklętym Potterze i Weasley'u.
- Gdybym choć wiedziała, że to coś da...
- Granger, do ciężkiej cholery! - warknął, łapiąc ją za ramiona.
- Nie możesz się teraz poddawać! Pokaż im ten swój gryfoński temperament, ale i swoją rozwagę. Wiem, że potrafisz korzystać z rozumu, kiedy chcesz.
- Nie zrobię nic głupiego.
- Wytrzymaj, Granger. - Nie mogła się pomylić, słysząc w jego głosie prośbę. Wiedziała, że w ten sposób troszczy się o Dracona, którego traktował, jak własnego syna. Zamierzała jednak posłuchać rad profesora, nawet jeśli to nie o jej życie mu chodziło.
Prowadził ją dalej cichymi, opustoszałymi korytarzami, jednak nie do gabinetu Carrow, a do lochów. Wiedziała już, że gdy Snape mówił jej, że nie zastosują fizycznych tortur, mylił się. Najwyraźniej wczoraj coś się zmieniło. Nie śmiała jednak pytać o to Snape'a w obawie przed tym, że ktoś podsłucha ich rozmowę.
W końcu dotarli do starego lochu, gdzie czekało na nią rodzeństwo Carrowów.
- Jest i szlama - wysyczał Amycus, obnażając kły, jak zwierzę.
- Kiedy mam po nią przyjść? - spytał Severus, pozbywając się wszelkich emocji z głosu.
- To, co z niej zostanie, jeśli nam nic nie powie, możesz odebrać wieczorem. Jeśli jednak będzie współpracowała, sama wróci do dormitorium - zaczął swoją psychologiczną grę Carrow. Snape wyszedł, skinąwszy im lekko głową, a jej Carrowowie kazali usiąść na krześle stojącym pod ścianą.
- Więc? - Alecto uniosła pytająco brwi, przetaczając różdżkę między palcami.
- Mam... mam powiedzieć, jak się tu znalazłam... I jak uciekłam - zaczęła, czując, jak ze strachu drży jej każdy skrawek ciała. Szybko podała im wersję, którą przygotowała ze Snapem i na tym łatwość przesłuchania się skończyła.
- Skoro uciekłaś, to na pewno miałaś gdzieś metę - mówiła Alecto, uśmiechając się podle. - Z kim się spotkałaś? Widziałaś Dumbledore'a?
- Chciałam znaleźć siedzibę Zakodu, ale najpewniej strzeże jej Zaklęcie Fideliusa. Nie dotarłam do nich. - Alecto wymierzyła jej siarczysty policzek.
- Kłamiesz - oznajmiła beznamiętnym tonem.
- Spotkałam tylko kilku aurorów - wymyśliła naprędce. - Wiedzieli, kim jestem, ale nie chcieli mi niczego powiedzieć. Udzielili mi schronienia i...
- Nie łżyj, ty mała mugolska dziwko - wysyczał Amycus, łapiąc ją mocno za włosy. - Zacznij gadać, jeśli chcesz wyjść z tego lochu o własnych siłach.
- Mówię prawdę - pisnęła, czując, jak łzy napływają jej do oczu.
- Zrozum, Granger, że im dłużej kłamiesz, tym więcej dajesz nam czasu na zabawę. Swoim szlamowatym przyjaciołom i tak już nie pomożesz. Naprawdę opłaca ci się cierpieć ? - spytał, chichocząc szyderczo.
- Ci aurorzy - starała się mówić dalej Hermiona - naprawdę nie współpracowali z Zakonem. Byli przeciwni temu, co się dzieje, ale nie mogli mi nic powiedzieć.
- Alecto - zaczął spokojnym tonem Amycus - wytłumacz jej, że mam dość gierek. Wtem jego siostra uniosła różdżkę, a Hermiona zdążyła jedynie zaczerpnąć ze świstem powietrze.
- Crucio! - krzyknęła Alecto, a Hermionę natychmiast oślepił ból, który nie sposób sobie wyobrazić. Każda komóra w jej ciele płonęła bólem, jakby ktoś dosłownie rozpalił w jej ciele wielki ogień. Wrzeszczała, choć nie zdawała sobie z tego sprawy. Obraz rozmył się i wirował jej przed oczami, dźwięki zmieniły się w jeden głośny ryk, świdrujący jej czaszkę. Nagle zaklęcie zostało zerwane, ale ból, choć znacznie lżejszy, wciąż trwał.
- Nadal nie chcesz z nami rozmawiać? - zapytała Alecto, kopnięciem przewracając ją na plecy.
- Nic... nic nie wiem... przysięgam - wydyszała Hermiona. - Snape znalazł mnie niedaleko Hogwartu, bo nie zdołałam dojść daleko. Bałam się, zgubiłam... - wyjaśniała, choć mówienie sprawiało jej trudność. Rozsierdzony Amycus rzucił na nią klątwę tnącą. Na jej rękach, szyi, brzuchu, nogach i twarzy pojawiło się mnóstwo krwawych rozcięć. Ból był porównywalny, do klątwy torturującej, a potęgował go jeszcze fakt, że szarpano nią i bito.
- Naprawdę nic nie wiem! - wrzasnęła wreszcie, smagana nieludzkim bólem. Alecto przyklękła przy niej i zacmokała w parodii troski.
- Granger, czy ty naprawdę nic nie rozumiesz? Prędzej czy później dowiemy się wszystkiego, prędzej czy później wygramy bitwę, i prędzej czy później ty i twoi przyjaciele zdechniecie. Nikt nie powstrzyma Czarnego Pana.
- Wmawiasz to sobie, czy ktoś każe ci w to wierzyć, Carrow? - wyjęczała, uśmiechając się, jakby postradała rozum.
- Widzę, że twoja bezczelność wiele jest w stanie przetrzymać. Skoro masz taki cięty język, to na pewno wiesz już, co chcesz nam powiedzieć?
- Już powiedziałam. Gdybym zdołała dotrzeć do Zakonu, zostałabym tam, a nie wracała do szkoły.
- Wyznaczono za ciebie nagrodę. Przeraziłaś się, a ci kretyni z Zakonu wiedzieli, że jeśli sami cię złapiemy, natychmiast umrzesz. Dlatego pozwolili ci wrócić, ale miałaś pecha natknąć się na Snape'a, tak? - Gdyby nie fakt, że cały umysł Hermiony skupiał się na dotkliwym bólu, zaskoczyłby ją fakt, że Carrow jednak myśli.
- Nie - odpowiedziała uparcie.
- Jeszcze jeden Cruciatus rozwiąże jej język - powiedział Amycus i znów rzucił klątwę. Plecy Hermiony wygięły się w łuk, a potworny ból znów ją oślepił. Jej zmaltretowane, sine i pokrwawione ciało drżało i wiło się w proteście, ale klątwa wciąż trwała. Widziała przed oczami twarze - rodziców, Harry'ego, Rona i wreszcie zobaczyła jego - Draco, z jego najpiękniejszym uśmiechem. Łzy, niespowodowane bólem, napłynęły jej do oczu. Przestała nawet wrzeszczeć, nie mając na to sił. Widziała tę twarz, a później całą postać coraz wyraźniej. Chciała do niej iść, chciała, by ból się skończył, by te łzy się skończyły, by wszystko się skończyło. Czy jeszcze kiedykolwiek zobaczy go w realnym świecie? Tęsknota rozrywała jej serce.
Resztę przesłuchania pamiętała, jak przez mgłę. Wciąż powtarzała, że nic nie wie, a Carrowowie pastwili się nad nią przez długie godziny, które zlewały się w jedność. Była już tak wycieńczona i sponiewierana, że nawet gdy miała otwarte oczy, nic nie widziała. Istniał tylko ból. Kolejne klątwy, rzucane już tylko po to, by sobie ulżyli, jedynie wstrząsały jej fizycznym ciałem. Rany pogłębiały się, sińców przybywało z każdą minutą, a kolejne Cruciatusy zdawały się nie działać tak, jak poprzednie, a jedynie zabijać ją powoli. Ona jednak cały czas myślała o Draco. Poddałaby się temu wszystkiemu jeszcze raz, gdyby to miało go ochronić. Kochała go i to było jedyne uczucie, które pozwalało jej utrzymać się przy życiu.
- Zabierz mnie stąd... - prosiła w myślach, niemalże czując na sobie jego realne ramiona. - To tak bardzo boli... Nie chcę już tego czuć - mówiła, ale tym razem była już niemal pewna, że ktoś otacza ją ramionami. Uchyliła powieki i zdała sobie sprawę, że ktoś ją dokądś niesie. Czy właśnie umarła, a ktoś zanosi ją do nieba? Nie, te ściany wyglądają znajomo, ten zapach wydaje się znajomy...
- Hermiono... - czyjeś łzy kapały na jej poranione ciało - proszę, nie umieraj. - Znała ten głos. To Harry. Musiała być już w pokoju wspólnym. Ktoś zasklepiał jej rany różdżką. To chyba Ginny. I chyba też płakała.
- Co oni ci zrobili... Dopadnę tych bydlaków, zobaczysz - obiecywał Ron, najdelikatniej, jak można było, gładząc wierzch jej dłoni.
- Nie zamykaj oczu - prosił Harry, głaszcząc ją po włosach. - To już koniec, już nikt nie zrobi ci krzywdy.
***
To była najgorsza noc w jego życiu. Wiedział, że dziś ją przesłuchiwali. Nie mógł znieść myśli, że podczas gdy on spędził spokojny dzień w kwaterze Zakonu, ona musiała cierpieć i walczyć ze sobą. Zrobiłby wszystko, żeby zamienić się z nią miejscami, ale nie mógł. Podszedł do okna i uderzył pięściami w parapet. Jeśli ktoś ją skrzywdził, zemści się. Rzuci na szalę wszystko, jak wariat, ale odpłaci tym, którzy zrobili jej krzywdę. To było za wiele do zniesienia. Odczuwał wszystkie emocje na raz: tęsknotę, złość, strach, miłość, smutek... Do tej pory nie wiedział, że można czuć tak wiele w jednym momencie, choć życie, odkąd poznał Hermionę, kazało mi w to uwierzyć. W tej chwili niczego nie pragnął tak bardzo, jak zobaczyć ją i uściskać, powiedzieć, że będzie dobrze i poczuć, jak ona wtula się w niego z ufnością.
- Jeszcze nie śpisz? - usłyszał głos Pani Weasley, która najwyraźniej dziś w nocy pełniła wartę.
- Nie mogę zasnąć.
- Może chcesz napić się ciepłego mleka? Podobno pomaga. - Uśmiechnęła się ciepło, ale Dracon wciąż wyglądał na przygnębionego i zmęczonego.
- Nic mi dziś nie pomoże. Chyba nie zmrużę oka, dopóki nie zobaczę Hermiony całej i zdrowiej. Wie pani, gdyby coś jej się stało, zwariowałbym. Naprawdę, postradałbym rozum. Bez niej nie dam sobie rady.
- Cieszę się, Draco. - Blondyn zrobił taką minę, jakby nie bardzo wiedział, czy to, co powiedziała pani Weasley, miało być miłe. Cieszyła się z tego, że jest mu tak źle? Jednak kobieta zaraz pospieszyła z wyjaśnieniem. - Cieszę się, że tak mówisz, bo Hermiona jest dla mnie, jak córka, a to, co czujesz, to nie jest wcale żaden strach ani żadne własne pragnienia.
- Blondyn pokręcił głową. Wiedział, że pani Wealsey po prostu chce mu dodać otuchy.
- Jestem po prostu słaby. Potrzebuję jej.
- Nie, Draco. To, co się w tobie rodzi, co tak wrzeszczy o uwolnienie, to wszystko, co sprawia, że czasem nie wiesz, co robisz i dokąd zmierzasz, to miłość. Chyba sam jeszcze nie uwierzyłeś w to, że jesteś inny niż ludzie, wśród których dorastałeś. Nikt nie uczył cię okazywania uczuć, to dlatego jest ci tak ciężko.
- Nikt nawet nie nauczył mnie kochać. - Molly roześmiała się krótko.
- Moje słoneczko... tego nie da się nauczyć. Nikt nie wypisze ci recepty na miłość, nie ma na to żadnej receptury. Człowiek pewnego dnia po prostu zdaje sobie sprawę, że przepadł bez reszty, a świat nagle kurczy się do rozmiarów jednej osoby. Jeśli czujesz właśnie to, o czym mówię, to możesz być wdzięczny losowi.
Wspaniały. Nawet niewiem co pisać. Nie potrafię się wysłowić na temat tego rozdziału.
OdpowiedzUsuńmionkaijejzycie.blogujaca.pl
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńO
OdpowiedzUsuńBoże! O jejku! rozdział genialny, a te słowa co mówi pani Molly na
końcu są takie cudne i takie mądre... zapiszę je sobie w ulubionych
cytatach...
Nie wiem co powiedzieć, ale pisze, żeby było wiadomo, ze przeczytałam. Trzymam tak ręce nad klawiatura i nie wiem co napisać. Carrowie wysuwali się na Hermionie, to było okropne.... Draco, zdał sobie sprawę z uczuć to było cudowne rozdział nie był bardzo smutny, bynajmniej moim zdaniem ale refleksyjny na pewno i z pewnością nie ocieka patosem. W tym rozdziale pokazała swój wielki talent i kiedy tylko będziesz miała sile to wydaj książkę z chęcią poczytam :D a teraz pozostaje mi czekać na kolejny rozdział z niecierpliwością ;) Weny kochana i pozdrowionka do przeczytania :)
OdpowiedzUsuńZapraszam Cie do siebie na panstwowesley.blogspot.com ;)
Och! Koncowka jest przwcudowna przepiekna przwgenialna i po prostu najlepsza! :)
OdpowiedzUsuńCudowny rozdział! Czekam na kolejny z niecierpliwością!
OdpowiedzUsuńZapraszam do mnie:
http://razaniolrazdiablicajednoserce2oblicza.blogspot.com/
Wspaniałe. Zwłaszcza końcówka. Podziwiam Hermionę, że wytrzymała. Czekam nn.
OdpowiedzUsuńZapraszam: http://dracoandhermionastories.blogspot.com/
pięknie! czekam na następny.. Tak mi żal Hermi :C -> smutałkę... Mam nadzieje że będą znowu razem a Draco da popalić Carrowom. Molly jak zwykle potrafi dodać otuchy i wnosi taki pozytywny wątek do opowiadania. Kocham to <3
OdpowiedzUsuńRozdział jest obłędny ♥ Tortury Hermiony, Draco, po prostu wszystko wszyło wspaniale ♥
OdpowiedzUsuńhttp://dramiona-la-fin-de-la-vie.blogspot.com/
Rozdział cudowny :)
OdpowiedzUsuńTo, co Molly wypowiedziała na końcu było piękne.
czekam na ciąg dalszy.
pozdrawiam.
Madeline :)
już nie mogłam się doczekać! jak zawsze cudo
OdpowiedzUsuńJaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa nie wierze ! *.* Cud *.* Jaram się ♥
OdpowiedzUsuńKURCZE ROZDZIAŁ PO PROSTU PIĘKNY ;)
OdpowiedzUsuńjak oni mogli tak katować biedną Mionkę ;(
bardzo podobało mi sie to co powiedziała pani Weasley ;]
Czekam na kolejny ;]
~Anka
Piękne. nie wiem, jak Ty yo robisz, że w jednej notce, tak krotkiej wkladasz tyle uczuc i nie przesladzasz. Dziękuje, że piszesz tego bloga
OdpowiedzUsuń/Maja (Odziem)
Czy mogłabym trochę pospamowac?
OdpowiedzUsuńOtóż zaczęłam pisać blog Dramione... Nie wiem, czy piszę dobrze, czy źle bo dopiero zaczynam, ale chciałabym byś Ty (bo Twój blog jest świetny i cały przeczytałam) czasem wpadła, dopiero zaczynam a trochę trudno jest na starcie. Proszę, jesli masz czas wpadaj.
Akcja dzieje się tuż po zakończeniu wojny, Voldemort nie żyje, a czarodzieje starają się odbudować sobie życie. McGonagall została dyrektorką Hogwartu i odnajduje zapiski Dumbledora... P ich przeczytaniu stara się zmniejszyć nienawiść między domami.
Pewnego dnia na Pokątnej Hermiona i Ginny wpadają na 2 ślizgonów...
http://hgdm-baby-i-wait-for-you.blogspot.com/ Mam nadzieje że wpadniesz, bo jesteś jedną z najlepszych autorek i twoje zdanie bardzo by mnie ucieszyło.
Dosłownie się popłakałam. Cudowny rozdział, a w połączeniu z muzyką Hansa Zimmera. Magia. Naprawdę!
OdpowiedzUsuń;o cud mód i maliki ! ryk tlko ryk
OdpowiedzUsuń;o cud mód i maliki ! ryk tlko ryk
OdpowiedzUsuń;o cud mód i maliki ! ryk tlko ryk
OdpowiedzUsuńMerlinie... Co oni zrobili z Hermioną... Jeszcze przy tej muzyce, takich dostawałam dreszczy a w myślach krążyło mi "nie poddawaj się". Silna Gryfonka i kłaniam się do kolan :) Draco zrozumiał pojecie miłość i kochać, to piękne :)Jestem ciekawa czy zakończy się dobrze :D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
~ Sandra