poniedziałek, 12 sierpnia 2013

Rozdział 41



41. Zbliżamy się do końca wielkimi krokami. Tu macie Hermionę z jej iście gryfońskim temperamentem, zakochanego Dracona i Snape’a zatwardziałego do granic możliwości ;)
Wybaczcie kolejną tak długą przerwę!


Hermiona bardzo długo dochodziła do siebie po piekle, jakie jej zgotowali oprawcy, a z  Zakonu napływały coraz gorsze wieści. Voldemort wyraźnie się niecierpliwił, zamierzał natrzeć na Hogwart lada dzień, a oni mieli wciąż za mało sił. Tę niemoc wzmagał fakt, że Dumbledore wciąż znajdował się gdzieś daleko, a więc nie mógł im powiedzieć kilku złotych rad, kilku mądrych sentencji, które uspokoiłby by ducha i przygotowały ciało.
Tymczasem uczniowie przestali już dbać o pozory. Transporty wybranych uczniów były dla nich jasnym przedsięwzięciem, dlatego, nie chcąc tracić czasu, nie uczęszczali na zajęcia, za to uczyli się zaklęć obronnych i atakujących. Wszyscy chcieli przeżuć bitwę, ale Hermiona, która doznała już okrucieństwa śmierciożerców na własnej skórze, wiedziała, że to niemożliwe. Nie deprymowała, nie mówiła o tym nikomu, ale zdała sobie sprawę, że w tej walce nie walczą ludzie z ludźmi, ale ludzie z prawdziwymi bestiami. Tylko jedna myśl dawała jej siłę przetrwania – myśl, że skoro o ludzi już wszystko dotarło i skoro zrzucili maski, to Draco lada dzień pojawi się w Hogwarcie i powie, że wszystko będzie dobrze, choćby i ginęli im na oczach ludzie, a mury Hogwartu waliły się, jak domki z kart.
 - Jak się czujesz? – spytała Ginny, siadając na kanapie  w pokoju wspólnym, podczas gdy Harry i Ron uczyli rzucania klątw rozbrajających tych uczniów, którzy pozostali.
 - Lepiej – odpowiedziała Hermiona, uśmiechając się lekko. Jej stan ciężko było określić jako dobry, ale w porównaniu do tego, co się z nią działo po przyniesieniu jej z przesłuchania, była niemal nie do poznania.
- Pytam, bo myślę, że powinnaś trochę poćwiczyć. Jeśli dasz radę…
- Ginny!  - Hermiona uniosła się na rękach, patrząc na nią ze strachem. – Czy oni wszyscy chcą walczyć?
 - Nie mają innego wyjścia.
 - Przecież mogą zginąć! -  pisnęła cicho, nie chcąc wzbudzać i tak już nadmiernych sensacji. Właśnie zdała sobie sprawę, że kompletnie straciła poczucie czasu, a sądząc po prędkości przygotowań, musiało go im pozostać już naprawdę niewiele. – Jak długo już jestem wyjęta z życia? 
 - Hermiono, to naprawdę…
 - Jak długo? – powtórzyła z naciskiem, wiedząc, że przyjaciółka najwyraźniej nie chce jej napędzać strachu. Pewnie wraz z Harrym i Ronem uznali, że wszystkie siły są jej potrzebne do wrócenia do zdrowia. Ale przecież nie mogła nie wiedzieć. Musiała znać prawdę, bo jeśli zostało jej mało czasu, musiała wiedzieć, co się dzieje.
 - Na tyle długo – odpowiedziała ruda smutno – że atak na Hogwart rozpocznie się za dwa tygodnie. – Gdyby Hermiona stała, grunt usunąłby się jej spod nóg. Dwa tygodnie. Innymi słowy – czternaście dni dzieliło ich wszystkich od kolejnego koszmaru. Mimo wszystko ta wiadomość spowodowała, że poczuła gwałtowny przypływ sił. Wstała i pewnie zrobiła krok do przodu.
 - Co ty wyprawiasz? Snape mówił nam, że musisz leżeć i odpoczywać.
- Leżałam i odpoczywałam zdecydowanie za długo. Teraz muszę zobaczyć się z Draco.
 - Co?! – Ginny omal nie padła trupem. – Chcesz teraz opuścić Hogwart?
- Nie. Chcę odwiedzić profesora Snape’a – odpowiedziała i przeszła przez pokój wspólny. Gdyby Harry i Ron nie byli tak zajęciu instruowaniem innych, zapewne by ją zatrzymali, ale Ginny zrozumiała, jakie to dla niej ważne.
Korytarze były niemal puste – większość uczniów, zgodnie z Prawem Separacji została wywieziona. Hermiona musiała przyznać, że ktoś, kto to wymyślił, był bardzo sprytny. Prawo to dawało bowiem złudne poczucie możliwości wyboru. Tak naprawdę było tylko cichą selekcja tych, którzy zdaniem Voldemorta zasługiwali na śmierć.
Dotarła do gabinetu Snape’a, dzięki Bogu, bez przeszkód. Zapukała. Otworzył jej profesor, którego niemal sparaliżowało na jej widok. Pociągnął ją do środka za ramię.
 - Oszalałaś? – syknął ze złością.  – Ktoś mógł cię tu zobaczyć!
- Przepraszam. Gdyby to nie było ważne, nie przyszłabym tutaj.
- Co jest, twoim zdaniem ważniejsze, od doprowadzenia własnego organizmu do stanu używalności? – parsknął, obrzuciwszy ją złośliwym spojrzeniem.
 - Draco. Muszę z nim porozmawiać.
 - Ty naprawdę jesteś głupsza, niż sądziłem! Przychodzisz tutaj, nie dbając o żadne środki ostrożności, podajesz mi jakiś niedorzeczny powód swojej wizyty i jeszcze żądasz, że pomogę ci popełnić takie głupstwo, tak? Gdybyś teraz skontaktowała się z Draconem, naraziłabyś go na…
 - Niech pan wreszcie otrzeźwieje! – huknęła, choć sama siebie nie posądzała o taką werwę.  – Dobrze pan wie, że bez względu na to, czy się z nim skontaktuję, teraz wszystkim grozi śmierć, i nie ważne po której stronie ktoś się znajduje. Myśli pan, że to będzie miało jakiś wpływ na kierunek śmiercionośnej klątwy, która będzie rzucana w setkach, kiedy nadejdzie czas? Proszę mi pozwolić z sieci Fiuu!
 - Granger, jesteś nierozważna! – ryknął Snape, próbując zatrzymać ją wpół drogi do kominka, na którego gzymsie stał proszek Fiuu.
 - Mam to w nosie! – wykrzyknęła. – Być może zostały mi dwa tygodnie życia, a więc to mogą być ostatnie dwa tygodnie, w których mogę porozmawiać z Draconem! Jeśli mi pan nie pomoże, znajdę sposób, rozumie pan?! Wiem, ż traktuje pan Draco, jak syna, profesorze, ale czy naprawdę pan sądzi, że to o uchroni przed…
 - Milcz – rzucił Snape. Jego twarz całkowicie była pozbawiona wyrazu. Gdyby nie wiedział, jak bardzo Draco ją kocha i gdyby nie zdawał sobie sprawy, że cholerna Granger ma racje, nigdy w życiu by na to nie pozwolił. Teraz jednak, choć było to kompletnie nie zgodne z jego przekonaniami, musiał zgodzić się na te sentymentalne bzdury. A przynajmniej tak się starał nazywać tę ich relację sam przed sobą.
 - Więc jak będzie? – spytała po chwili, niemal zniżając głos do szeptu. Wiedziała, że Snape walczył sam ze sobą i sama nie widziała, czy to jej słowa, czy widok umęczonego ciała, skłonił Snape’a do czegoś, na co nigdy nie wyraziłby zgody.
- Pięć minut. I tylko konkretne informacje, Granger. Musisz wiedzieć, że na sieć Fiuu łączącą Zakon z Hogwartem rzucono specjalny czar, bo Ministerstwo inwigiluje przepływ informacji. Kiedy rzucisz proszek w płomienie, powiesz po prostu „płonne nadzieje”, to takie hasło, którego używamy do kontaktu. Pokażesz się prosto w kominku Kwatery Głównej, gdziekolwiek by ona była. Wywołasz Dracona i załatwisz sprawę szybko, jasne?
 - Jasne, profesorze Snape! – odpowiedziała, uśmiechając się tak promiennie, jak nigdy dotąd.
Chwilę potem wzięła garść proszku Fiuu i  wrzuciła go w płomienie, wołając „płonne nadzieje”, a potem wsadziła w nie głowę. Rzeczona wcześniej głowa szybowała wcześniej ze straszliwą prędkością pośród kominków, aż wreszcie zatrzymała się w kominku starej posiadłości Malfoyów.
 - Kto to? – usłyszała znajomy głos pani Weasley, która najwyraźniej zamierzała pochylić się nad kominkiem.
 - To ja, Hermiona – odpowiedziała, ciesząc się na widok tej przyjaznej twarzy.
 - Och, Hermiono! Więc wróciłaś do siebie! Dzięki Merlinowi! Tak się cieszę!
  - Dziękuję, pani Weasley. Muszę porozmawiać z Draconem, mam tylko pięć minut. Może go pani zawołać?
 - Oczywiście, skarbie, oczywiście. Draco! Drco, chodź tu szybko, ktoś chce z tobą porozmawiać! – Chwilę później usłyszała czyjeś szybkie kroki, a potem nad kominkiem  ktoś znów się pochylił. Od razu rozpoznała platynową grzywę włosów i te przenikliwe, choć smutne oczy.
 - Hermiona! – wykrzyknął zduszonym głosem. – Co ty tutaj…
 - Draco, posłuchaj. Musiałam z tobą porozmawiać, bo wiem, że… że za dwa tygodnie rozpocznie się atak na Hogwart. Tu nikt już nawet nie udaje, że nie wie, o co chodzi. Nie wiem, czy uda nam się jeszcze zobaczyć, ale musiałam ci tylko powiedzieć, że jeśli uda nam się przeżyć, to musimy się gdzieś spotkać. Pewnie oboje dowiemy się o zakończeniu ataku, z jakimkolwiek rezultatem, ale będziemy mieli mało czasu, żeby się zobaczyć.
 - Więc co chcesz zrobić? Gdzie mamy się zobaczyć?
- Ustalmy jakieś miejsce. Gdzieś, gdzie może być choć trochę bezpieczniej niż tutaj.
 - Chyba sama nie wierzysz w to, co mówisz. Wiesz, że nie uda nam się spotkać po wojnie, prawda? Ja wciąż oficjalnie pozostaję oficjalnie śmierciożercą, a ty przyjaciółką największego wroga Czarnego Pana. Nawet jeśli przeżyjemy oboje i spotkamy się później – i tak zginiemy. – Mówił, nie zdradzając ani przez chwilę strachu w swoim głosie. Bardzo chciał, by czuła, że jest silny i pewny swoich decyzji.
 - Więc nie chcesz się ze mną zobaczyć za te cholerne dwa tygodnie? – jej trudniej było opanować nadciągający płacz.  
 - Nie. Chcę się z tobą zobaczyć znacznie szybciej. Oczekuj mnie, kochanie. – Uśmiechnął się, za to ją sparaliżował strach.
 - Draco, nie… błagam…
 - Granger, koniec tego – Snape szarpnął ją za ramię, ale nie dała się.
  - Musisz tam zostać! – krzyknęła, ale tym razem szarpnięcie Snape’a było bardziej zdecydowane. Stanęła przed nim w jeszcze gorszym stanie, niż się tu zjawiła.  – On… - wykrztusiła.
 - Słyszałem, Granger – wysyczał, maskując własne przerażenie złością. – I właśnie dlatego w tej kwestii zgadzam się nie z Dumbledorem, ale z Czarnym Panem – miłość, a zwłaszcza ta, który pochłania cały ludzki umysł, jest bronią wymierzoną jedynie przeciw sobie.

8 komentarzy:

  1. Świetny rozdział. A Draco jak jak zwykle daje się ponosić uczuciom. :)
    Mam jeszcze pytanie co do twojego drugiego bloga z opowiadaniem o Loki. Napisałaś, że za kilka rozdziałów będzie już koniec. Czy masz w planach napisać jeszcze o nim jakieś opowiadanie? Chodzi o to, że cudownie piszesz i gdyby była druga część, albo może jakaś nowa historia to byłabym niezmiernie szczęśliwa, jestem pewna, że nie tylko ja.
    Chciałabym cię też zaprosić na bloga, jeśli to nie problem, askingloki.blogspot.com. Chodzi o to, że możesz zadać Lokiemu jakiekolwiek pytanie, a on odpowie. Więcej szczegółów jest oczywiście w zakładce "zadaj pytanie". Przepraszam jeśli nie lubisz spamu, ale blog dopiero startuje. :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Brak mi słów, ponieważ tym rozdziałem powaliłaś mnie definitywnie na kolana.
    Z niecierpliwością oczekuję dalszego rozdziału.
    pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  3. O rany *.* jaki cudny, aż nie mogę się doczekać 42 :D . Taki uczuciowy i cudowny rozdział... aż brak mi słów

    OdpowiedzUsuń
  4. Hej.
    Nominowałam cię do Liebster Award, Więcej informacji na moim blogu pod linkiem http://charlotte-petrova-dramione.blogspot.com/p/liebster-award.html

    OdpowiedzUsuń
  5. Rozdział jest Genialny :) ostatnia wypowiedz Snape mi się bardzo spodobała :) Już się nie mogę doczekać kolejnej notki, a szczególnie bitwy :)
    http://dramiona-la-fin-de-la-vie.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  6. Cześć :)

    Nominuję Cię do Liebster Blog Award :)

    Szczegóły wraz z pytaniami znajdziesz tutaj :
    http://dramione-latwo-wybaczyc-kochanie.blogspot.com/2013/08/liebster-blog-award.html

    Pozdrawiam ;*
    Veronica

    OdpowiedzUsuń
  7. Wciągający rozdział. Jestem ciekawa, co wymyśli Draco. Czekam nn :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Och Snape... Musisz znalesc sobie kogos by uzyskac troche doswiadczenia ^^ ale to urocze kiedy Severus traktuje Draco jak swojego synka :> Mam nadzieje, ze Hermiona i Malfoy w koncu beda szczesliwi oraz ze razem przezyja ta wojne :)
    Pozdrawiam
    ~ Sandra

    OdpowiedzUsuń