41. Zbliżamy
się do końca wielkimi krokami. Tu macie Hermionę z jej iście gryfońskim
temperamentem, zakochanego Dracona i Snape’a zatwardziałego do granic
możliwości ;)
Wybaczcie
kolejną tak długą przerwę!
Hermiona
bardzo długo dochodziła do siebie po piekle, jakie jej zgotowali oprawcy, a
z Zakonu napływały coraz gorsze wieści.
Voldemort wyraźnie się niecierpliwił, zamierzał natrzeć na Hogwart lada dzień,
a oni mieli wciąż za mało sił. Tę niemoc wzmagał fakt, że Dumbledore wciąż
znajdował się gdzieś daleko, a więc nie mógł im powiedzieć kilku złotych rad,
kilku mądrych sentencji, które uspokoiłby by ducha i przygotowały ciało.
Tymczasem
uczniowie przestali już dbać o pozory. Transporty wybranych uczniów były dla
nich jasnym przedsięwzięciem, dlatego, nie chcąc tracić czasu, nie uczęszczali
na zajęcia, za to uczyli się zaklęć obronnych i atakujących. Wszyscy chcieli
przeżuć bitwę, ale Hermiona, która doznała już okrucieństwa śmierciożerców na
własnej skórze, wiedziała, że to niemożliwe. Nie deprymowała, nie mówiła o tym
nikomu, ale zdała sobie sprawę, że w tej walce nie walczą ludzie z ludźmi, ale
ludzie z prawdziwymi bestiami. Tylko jedna myśl dawała jej siłę przetrwania –
myśl, że skoro o ludzi już wszystko dotarło i skoro zrzucili maski, to Draco
lada dzień pojawi się w Hogwarcie i powie, że wszystko będzie dobrze, choćby i
ginęli im na oczach ludzie, a mury Hogwartu waliły się, jak domki z kart.
- Jak się czujesz? – spytała Ginny, siadając
na kanapie w pokoju wspólnym, podczas
gdy Harry i Ron uczyli rzucania klątw rozbrajających tych uczniów, którzy
pozostali.
- Lepiej – odpowiedziała Hermiona, uśmiechając
się lekko. Jej stan ciężko było określić jako dobry, ale w porównaniu do tego,
co się z nią działo po przyniesieniu jej z przesłuchania, była niemal nie do
poznania.
- Pytam, bo myślę, że powinnaś trochę poćwiczyć. Jeśli dasz radę…
- Pytam, bo myślę, że powinnaś trochę poćwiczyć. Jeśli dasz radę…
- Ginny! - Hermiona uniosła się na rękach, patrząc na
nią ze strachem. – Czy oni wszyscy chcą walczyć?
- Nie mają innego wyjścia.
- Przecież mogą zginąć! - pisnęła cicho, nie chcąc wzbudzać i tak już nadmiernych
sensacji. Właśnie zdała sobie sprawę, że kompletnie straciła poczucie czasu, a
sądząc po prędkości przygotowań, musiało go im pozostać już naprawdę niewiele. –
Jak długo już jestem wyjęta z życia?
- Hermiono, to naprawdę…
- Jak długo? – powtórzyła z naciskiem,
wiedząc, że przyjaciółka najwyraźniej nie chce jej napędzać strachu. Pewnie wraz
z Harrym i Ronem uznali, że wszystkie siły są jej potrzebne do wrócenia do
zdrowia. Ale przecież nie mogła nie wiedzieć. Musiała znać prawdę, bo jeśli
zostało jej mało czasu, musiała wiedzieć, co się dzieje.
- Na tyle długo – odpowiedziała ruda smutno –
że atak na Hogwart rozpocznie się za dwa tygodnie. – Gdyby Hermiona stała,
grunt usunąłby się jej spod nóg. Dwa tygodnie. Innymi słowy – czternaście dni
dzieliło ich wszystkich od kolejnego koszmaru. Mimo wszystko ta wiadomość spowodowała,
że poczuła gwałtowny przypływ sił. Wstała i pewnie zrobiła krok do przodu.
- Co ty wyprawiasz? Snape mówił nam, że musisz
leżeć i odpoczywać.
- Leżałam i
odpoczywałam zdecydowanie za długo. Teraz muszę zobaczyć się z Draco.
- Co?! – Ginny omal nie padła trupem. – Chcesz
teraz opuścić Hogwart?
- Nie. Chcę odwiedzić profesora Snape’a – odpowiedziała i przeszła przez pokój wspólny. Gdyby Harry i Ron nie byli tak zajęciu instruowaniem innych, zapewne by ją zatrzymali, ale Ginny zrozumiała, jakie to dla niej ważne.
- Nie. Chcę odwiedzić profesora Snape’a – odpowiedziała i przeszła przez pokój wspólny. Gdyby Harry i Ron nie byli tak zajęciu instruowaniem innych, zapewne by ją zatrzymali, ale Ginny zrozumiała, jakie to dla niej ważne.
Korytarze
były niemal puste – większość uczniów, zgodnie z Prawem Separacji została
wywieziona. Hermiona musiała przyznać, że ktoś, kto to wymyślił, był bardzo
sprytny. Prawo to dawało bowiem złudne poczucie możliwości wyboru. Tak naprawdę
było tylko cichą selekcja tych, którzy zdaniem Voldemorta zasługiwali na
śmierć.
Dotarła do
gabinetu Snape’a, dzięki Bogu, bez przeszkód. Zapukała. Otworzył jej profesor,
którego niemal sparaliżowało na jej widok. Pociągnął ją do środka za ramię.
- Oszalałaś? – syknął ze złością. – Ktoś mógł cię tu zobaczyć!
-
Przepraszam. Gdyby to nie było ważne, nie przyszłabym tutaj.
- Co jest,
twoim zdaniem ważniejsze, od doprowadzenia własnego organizmu do stanu
używalności? – parsknął, obrzuciwszy ją złośliwym spojrzeniem.
- Draco. Muszę z nim porozmawiać.
- Ty naprawdę jesteś głupsza, niż sądziłem!
Przychodzisz tutaj, nie dbając o żadne środki ostrożności, podajesz mi jakiś
niedorzeczny powód swojej wizyty i jeszcze żądasz, że pomogę ci popełnić takie
głupstwo, tak? Gdybyś teraz skontaktowała się z Draconem, naraziłabyś go na…
- Niech pan wreszcie otrzeźwieje! – huknęła,
choć sama siebie nie posądzała o taką werwę.
– Dobrze pan wie, że bez względu na to, czy się z nim skontaktuję, teraz
wszystkim grozi śmierć, i nie ważne po której stronie ktoś się znajduje. Myśli
pan, że to będzie miało jakiś wpływ na kierunek śmiercionośnej klątwy, która będzie
rzucana w setkach, kiedy nadejdzie czas? Proszę mi pozwolić z sieci Fiuu!
- Granger, jesteś nierozważna! – ryknął Snape,
próbując zatrzymać ją wpół drogi do kominka, na którego gzymsie stał proszek
Fiuu.
- Mam to w nosie! – wykrzyknęła. – Być może
zostały mi dwa tygodnie życia, a więc to mogą być ostatnie dwa tygodnie, w
których mogę porozmawiać z Draconem! Jeśli mi pan nie pomoże, znajdę sposób,
rozumie pan?! Wiem, ż traktuje pan Draco, jak syna, profesorze, ale czy
naprawdę pan sądzi, że to o uchroni przed…
- Milcz – rzucił Snape. Jego twarz całkowicie
była pozbawiona wyrazu. Gdyby nie wiedział, jak bardzo Draco ją kocha i gdyby
nie zdawał sobie sprawy, że cholerna Granger ma racje, nigdy w życiu by na to
nie pozwolił. Teraz jednak, choć było to kompletnie nie zgodne z jego
przekonaniami, musiał zgodzić się na te sentymentalne bzdury. A przynajmniej
tak się starał nazywać tę ich relację sam przed sobą.
- Więc jak będzie? – spytała po chwili, niemal
zniżając głos do szeptu. Wiedziała, że Snape walczył sam ze sobą i sama nie
widziała, czy to jej słowa, czy widok umęczonego ciała, skłonił Snape’a do
czegoś, na co nigdy nie wyraziłby zgody.
- Pięć minut.
I tylko konkretne informacje, Granger. Musisz wiedzieć, że na sieć Fiuu łączącą
Zakon z Hogwartem rzucono specjalny czar, bo Ministerstwo inwigiluje przepływ
informacji. Kiedy rzucisz proszek w płomienie, powiesz po prostu „płonne nadzieje”,
to takie hasło, którego używamy do kontaktu. Pokażesz się prosto w kominku
Kwatery Głównej, gdziekolwiek by ona była. Wywołasz Dracona i załatwisz sprawę
szybko, jasne?
- Jasne, profesorze Snape! – odpowiedziała,
uśmiechając się tak promiennie, jak nigdy dotąd.
Chwilę potem
wzięła garść proszku Fiuu i wrzuciła go
w płomienie, wołając „płonne nadzieje”, a potem wsadziła w nie głowę. Rzeczona
wcześniej głowa szybowała wcześniej ze straszliwą prędkością pośród kominków,
aż wreszcie zatrzymała się w kominku starej posiadłości Malfoyów.
- Kto to? – usłyszała znajomy głos pani
Weasley, która najwyraźniej zamierzała pochylić się nad kominkiem.
- To ja, Hermiona – odpowiedziała, ciesząc się
na widok tej przyjaznej twarzy.
- Och, Hermiono! Więc wróciłaś do siebie!
Dzięki Merlinowi! Tak się cieszę!
- Dziękuję, pani Weasley. Muszę porozmawiać z
Draconem, mam tylko pięć minut. Może go pani zawołać?
- Oczywiście, skarbie, oczywiście. Draco!
Drco, chodź tu szybko, ktoś chce z tobą porozmawiać! – Chwilę później usłyszała
czyjeś szybkie kroki, a potem nad kominkiem
ktoś znów się pochylił. Od razu rozpoznała platynową grzywę włosów i te
przenikliwe, choć smutne oczy.
- Hermiona! – wykrzyknął zduszonym głosem. –
Co ty tutaj…
- Draco, posłuchaj. Musiałam z tobą
porozmawiać, bo wiem, że… że za dwa tygodnie rozpocznie się atak na Hogwart. Tu
nikt już nawet nie udaje, że nie wie, o co chodzi. Nie wiem, czy uda nam się
jeszcze zobaczyć, ale musiałam ci tylko powiedzieć, że jeśli uda nam się
przeżyć, to musimy się gdzieś spotkać. Pewnie oboje dowiemy się o zakończeniu
ataku, z jakimkolwiek rezultatem, ale będziemy mieli mało czasu, żeby się
zobaczyć.
- Więc co chcesz zrobić? Gdzie mamy się
zobaczyć?
- Ustalmy
jakieś miejsce. Gdzieś, gdzie może być choć trochę bezpieczniej niż tutaj.
- Chyba sama nie wierzysz w to, co mówisz.
Wiesz, że nie uda nam się spotkać po wojnie, prawda? Ja wciąż oficjalnie
pozostaję oficjalnie śmierciożercą, a ty przyjaciółką największego wroga
Czarnego Pana. Nawet jeśli przeżyjemy oboje i spotkamy się później – i tak
zginiemy. – Mówił, nie zdradzając ani przez chwilę strachu w swoim głosie.
Bardzo chciał, by czuła, że jest silny i pewny swoich decyzji.
- Więc nie chcesz się ze mną zobaczyć za te
cholerne dwa tygodnie? – jej trudniej było opanować nadciągający płacz.
- Nie. Chcę się z tobą zobaczyć znacznie
szybciej. Oczekuj mnie, kochanie. – Uśmiechnął się, za to ją sparaliżował
strach.
- Draco, nie… błagam…
- Granger, koniec tego – Snape szarpnął ją za
ramię, ale nie dała się.
- Musisz tam zostać! – krzyknęła, ale tym
razem szarpnięcie Snape’a było bardziej zdecydowane. Stanęła przed nim w
jeszcze gorszym stanie, niż się tu zjawiła.
– On… - wykrztusiła.
- Słyszałem, Granger – wysyczał, maskując
własne przerażenie złością. – I właśnie dlatego w tej kwestii zgadzam się nie z
Dumbledorem, ale z Czarnym Panem – miłość, a zwłaszcza ta, który pochłania cały
ludzki umysł, jest bronią wymierzoną jedynie przeciw sobie.
Świetny rozdział. A Draco jak jak zwykle daje się ponosić uczuciom. :)
OdpowiedzUsuńMam jeszcze pytanie co do twojego drugiego bloga z opowiadaniem o Loki. Napisałaś, że za kilka rozdziałów będzie już koniec. Czy masz w planach napisać jeszcze o nim jakieś opowiadanie? Chodzi o to, że cudownie piszesz i gdyby była druga część, albo może jakaś nowa historia to byłabym niezmiernie szczęśliwa, jestem pewna, że nie tylko ja.
Chciałabym cię też zaprosić na bloga, jeśli to nie problem, askingloki.blogspot.com. Chodzi o to, że możesz zadać Lokiemu jakiekolwiek pytanie, a on odpowie. Więcej szczegółów jest oczywiście w zakładce "zadaj pytanie". Przepraszam jeśli nie lubisz spamu, ale blog dopiero startuje. :)
Brak mi słów, ponieważ tym rozdziałem powaliłaś mnie definitywnie na kolana.
OdpowiedzUsuńZ niecierpliwością oczekuję dalszego rozdziału.
pozdrawiam.
O rany *.* jaki cudny, aż nie mogę się doczekać 42 :D . Taki uczuciowy i cudowny rozdział... aż brak mi słów
OdpowiedzUsuńHej.
OdpowiedzUsuńNominowałam cię do Liebster Award, Więcej informacji na moim blogu pod linkiem http://charlotte-petrova-dramione.blogspot.com/p/liebster-award.html
Rozdział jest Genialny :) ostatnia wypowiedz Snape mi się bardzo spodobała :) Już się nie mogę doczekać kolejnej notki, a szczególnie bitwy :)
OdpowiedzUsuńhttp://dramiona-la-fin-de-la-vie.blogspot.com/
Cześć :)
OdpowiedzUsuńNominuję Cię do Liebster Blog Award :)
Szczegóły wraz z pytaniami znajdziesz tutaj :
http://dramione-latwo-wybaczyc-kochanie.blogspot.com/2013/08/liebster-blog-award.html
Pozdrawiam ;*
Veronica
Wciągający rozdział. Jestem ciekawa, co wymyśli Draco. Czekam nn :)
OdpowiedzUsuńOch Snape... Musisz znalesc sobie kogos by uzyskac troche doswiadczenia ^^ ale to urocze kiedy Severus traktuje Draco jak swojego synka :> Mam nadzieje, ze Hermiona i Malfoy w koncu beda szczesliwi oraz ze razem przezyja ta wojne :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
~ Sandra