42.
Ucieszycie się ;) Wiem, że się ucieszycie, ale nie powiem dlaczego, zresztą
wystarczy po prostu przeczytać. Rozdział jest długi i – moim nieskromnym
zdaniem – jednym z tych fajniejszych ;) Podczas czytania (zwłaszcza końcówki)
polecam utwór Josha Kleina pt. Under duress
Znajdziecie go w dziwnym miejscu, ale tylko tutaj go znalazłam, więc Wy też możecie skorzystać, jeśli umiecie obsługiwać się chomikuj.pl
Wyrzuty
sumienia, jakie odczuwała, były wprost miażdżące. Przez jej egoizm, przez jej
zachciankę, Draco zamierza ryzykować życiem. Harry, Ron i Ginny wielokrotnie
powtarzali jej, że to przecież jego wybór i że wie, co robi, ale Hermiona
zdawała sobie sprawę, z jakiego powodu podjął taką decyzję. Gdyby nie jej
cholerny, drżący głos – zostałby w bezpiecznej kryjówce. Z lękiem siadywała
przy oknie, jakby spodziewała się go zobaczyć, jak kroczy przez błonia, tak po
prostu.
Przez kilka
kolejnych dni jedyną odskocznią od tych ponurych myśli były ćwiczenia zaklęć
atakujących i obronnych. Wszyscy uczniowie, którzy pozostali w zamku, ćwiczyli
po kilka godzin dziennie, bez przerwy, za to z rosnącym zapałem, jeśli tak to
można nazwać… W każdym razie, dzięki Bogu, nie odczuwali strachu, który
paraliżował, a taki, który zmuszał do działania.
Carrowowie robili, co mogli, żeby przeszkodzić
im w praktykach, ale byli sprytniejsi. Gdy zaczęły się kontrolę, umówili się z
Grubą Damą, że ta zacznie głośno śpiewać, gdy tylko zobaczy niepożądane osoby,
aby mieli czas na stworzenie pozorów, że spędzali nudne popołudnie w swojej wieży.
Śmierciożercy wściekali się, bo doskonale zdawali sobie sprawę, że uczniowie na
pewno nie siedzą bezczynnie, ale nie mieli dowodów – nie mogli nic zrobić.
- Jeśli to
możliwe – walczcie w grupach – mówił Harry, podczas ich kolejnej sesji – ale jeśli
już dojdzie do bezpośredniej konfrontacji, nie próbujcie uciekać, bo zaklęcia
są szybsze od nóg. Możecie jedynie szybko się za czymś schować, jeśli jest taka
możliwość. Ale kiedy trafi wam się przeciwnik o podobnej sile – walczcie i
wierzcie w siebie. Zawsze pamiętajcie, że każdy zabity śmierciożerca oddala
Voldemorta od zwycięstwa. Myślcie o czymś, co jest wam drogie, a co jego
zwycięstwo może wam odebrać i walczcie o to do upadłego. Jeśli tak będziemy
postępować, musimy wygrać! – W salonie rozległy się brawa. To też było im
potrzebne – poczucie jedności, odwaga, chęć do działania, a Harry Potter,
symbol walki z wrogiem, jak nikt umiał w ludziach rozpalić tę potrzebną iskrę.
- Ćwiczmy dalej - powiedziała Harmiona. – Może teraz zaklęcia niewerbalne? – I zaczęli
ćwiczyć. Już po chwili pokój wypełnił się świetlistymi grotami, które śmigały
po pokoju. Te słabsze miały trafiać w ludzi, te silniejsze w poduszki, książki,
fotele i ściany. Każdy dawał z siebie wszystko. Nie było osoby, która
uchylałaby się od obowiązku przyłożenia się do wszystkiego, co może im pomóc
wygrać. Ku swojej uciesze, Hermiona zauważyła także, że wśród nich coraz więcej
jest takich, którzy nie będą wahali się zasłonić własnym ciałem tych słabszych,
potrzebujących pomocy. Ta myśl pozwoliła odzyskać jej siły na tyle, że pomimo
straszliwego osłabienia, posłała jeden z wazonów na przeciwległą ścianę z taką
siłą, że ten roztrzaskał się na tysiące drobnych kawałków.
- Brawo, Hermiono! – wykrzyknęła uradowana
Ginny, która od wielu dni wychodziła ze skóry, żeby pomóc Hermionie dojść do
siebie.
- Dzięki – odpowiedziała, uśmiechając się.
Chciała znów powiedzieć, żeby nie przestawali ćwiczyć, ale zanim zdążyła
otworzyć usta, usłyszeli głośny śpiew Grubej Damy.
- Szybko, zwijamy się! – zawołał Ron. Osmolone
plamy zniknęły ze ścian, wszystkie przedmioty wróciły na swoje miejsce, z
foteli zniknęły wypalone dziury, a w kominku zapłonął ogień. Wszyscy uczniowie
zasiedli na kanapach i przy stołach,
niektórzy z książkami, inni z gazetami w ręku. Po chwili usłyszeli skrzypnięcie
otwieranych drzwi i do pokoju wkroczyła Dolores Umbridge, teraz o wiele
chudsza, bledsza i jakby przygarbiona. Nawet jej jaskraworóżowa garsonka
zdawała się stracić swoją intensywność. Wszystkie spojrzenia od razu padły na
nią.
- Schować różdżki – poleciła im służbowym
tonem, chociaż na jej twarzy nawet przez chwilę nie pojawił się ów obłudny
uśmieszek, który zawsze gościł na jej twarzy, gdy robiła komuś na złość. – Czy wszyscy
są obecni w pokoju wspólnym?
- Tak, pani profesor Umbridge – odpowiedzieli chórem,
tak, jak zawsze tego żądała.
- Co się przed chwilą działo w pokoju? –
spytała, nie wkładając nawet cienia emocji w to, co mówiła. Harry, Ron i
Hermiona spojrzeli po sobie – Umbridge sprawiała wrażenie, jakby ani trochę nie
cieszyła się z własnej wizytacji. Poza tym dziwne było, że nie zaczęła, jak
zwykle, od „doniesiono mi, że…”, by mieć jakiś pretekst do tego najścia.
- Nic się tu nie działo, pani profesor –
odpowiedziała Ginny, stojąca najbliżej Umbridge, na co –już ku jawnemu
zszokowaniu wszystkich zebranych – Umbridge nie zareagowała krzykiem i
groźbami.
- Siedzieliście tu sobie cicho i spokojnie,
prawda?
- Tak, pani profesor – odpowiedziała Ginny.
Minę miała taką, jakby zamierzała spytać Umbridge, czy dobrze się czuje.
- W takim razie wizytacja zakończona - oznajmiła Umbridge, wciąż tym samym,
bezbarwnym tonem i już się odwróciła, by odejść i nagle zatrzymała się wpół
kroku.
- Coś się stało, pani profesor? – spytała Hermiona,
również patrząc na Umbridge ze skrajnym zdziwieniem.
- Co? Nie… ja tylko chciałam powiedzieć… -
rozejrzała się po pokoju zamglonym wzrokiem. Nikt nie ruszał się z miejsca,
wszystkich ogarnęło osłupienie. – Chciałam powiedzieć, że potrzebujecie
lepszego nauczyciela, niż tylko Potter. Powinniście pomówić z profesor
McGonagall, ona nauczy was więcej. I postarajcie się uciec stąd jak
najszybciej, gdy tylko pojawi się Sami-Wiecie-Kto. I tak nie macie żadnych
szans. – Teraz już nikt nawet nie starał się wyglądać normalnie. Większość
uczniów otwarła szeroko usta ze zdumienia. Akurat ta kobieta była ostatnią,
którą podejrzewaliby o ludzkie odruchy.
- Nie wiemy, o czym pani mówi, pani profesor –
powiedział Harry, podchodząc do niej ostrożnie, jakby Umbridge była tykającą
bombą.
- Może i nie jestem dobrym człowiekiem,
Potter, ale nie jestem też idiotką. Wiem, co tu się dzieje, wiem, że ćwiczycie
i wiem, że to na nic! Nie, to nie jest podstęp, po prostu musicie… - zanim
skończyła zdanie, rozległy się zduszone okrzyki. Drzwi do pokoju wspólnego
otwarły się i choć przez chwilę myśleli, że nikt nie wszedł do środka, o swojej
pomyłce przekonali się, gdy Snape ściągnął z siebie zaklęcie kameleona. Kilka
osób wystąpiło przed Umbridge, gotowi jej bronić przed Snapem. Inni włożyli
ręce do kieszeni, ściskając w nich różdżki.
- Jak długo pan tu jest, Snape? – spytała Umbridge.
Harry’emu, Ronowi, Hermionie i wszystkim, którzy mieli pojęcie o Zakonie
ulżyło, na widok tego konkretnego profesora, ale inni spięli się gwałtownie.
- Wystarczająco, by słyszeć, co pani
powiedziała, Umbridge. Alecto Carrow przysłała mnie tu zaniepokojona faktem, że
pani wizytacja trwa tak długo, a ponieważ zauważyłem pewną zależność między
wyciem Grubej Damy a wizytacjami, postanowiłem się pojawić niewidzialny. – Wyjaśnił.
Przyglądał się jej, będąc już całkowicie pewnym, że to, co pomyślał o niej
wówczas, gdy spotkali się w gabinecie Carrowów zaraz po przybyciu Granger do
szkoły, jest prawdą. Była zła, ale słaba. Nie wzięłaby śmierci tylu dzieci na
swoje sumienie. Dlatego się złamała.
- A więc teraz wyda mnie pan Carrowowm, czy
tak?
- Ależ bez
takich dramatów, pani profesor – rzekł Snape, krzywiąc się lekko. - Więc co teraz ze mną będzie?
- O tym na zewnątrz – powiedział, gestem
wskazując jej drogę do wyjścia. – A wy – rozejść się i zająć sobą! Żadnych
zbiegowisk! – rozkazał, po czym, wykorzystując ogólne zamieszanie, podszedł do
Hermiony i syknął:
- Dziś o północy w moim gabinecie. Tylko
ostrożnie. – I pospiesznie wyszedł.
Hermiona
poczuła, że serce podskoczyło jej do gardła. Co takiego się stało, że Snape
wzywa ją do siebie tak późno? Czy ma jakieś złe wieści? Dreszcz przeszedł ją po
plecach.
- Co jest, Hermiono? – spytał Ron, obejmując
wciąż wystraszoną Parvati.
- Nic… to
znaczy… ja… Snape kazał mi dziś w nocy do siebie przyjść. – Ron zbladł.
- Harry!
Harry, chodź tu, szybko! – zawołał Ron. Gdy tylko Potter się zjawił, Ron nakazał
Hermionie powtórzyć to, co przed chwilą powiedziała. Harry zareagował podobnie.
- Nie – szepnął. – Znajdziemy jakieś wyjście.
Nie będą cię znów torturować! Nie pozwolę na to.
- Przecież Snape nie zrobi mi krzywdy!
- On nie, ale
nie mamy pewności, że to on cię wzywa. Przecież widzisz, jak dziwnie
zachowywała się Umbridge.
Ale żadne ich
argumenty nic nie wskórały. Była pewna, że jeśli Snape chce się z nią widzieć i
to tak późno, to sprawa jest ważna i całą pewnością dotyczy Dracona.
Oczywiście, bała się tego, co może usłyszeć, ale równocześnie nie wyobrażała
sobie, że mogłaby nie wiedzieć o czymś, co przydarzyło się Draconowi. O dwudziestej drugiej udała
się do sypialni, ale nie zmrużyła oka. Czekała i modliła się, żeby wróciła z gabinetu Snape nie bardziej
nieszczęśliwa, niż była teraz. Za kwadrans dwunasta, gdy wychodziła, całe jej
ciało drżała. Rzuciła na siebie zaklęcie kameleona i upewniwszy się, że działa
bez zarzutu, zeszła po spiralnych schodach, przeszła przez salon i ostrożnie
wymknęła się na zewnątrz. Szła, nie robiąc najmniejszego hałasu, a każdy dźwięk
i blask za jej plecami powodował, że oblewała się zimnym potem. Gdyby ją teraz
złapano i znów torturowano, wolałaby umrzeć. Jednak po kilku minutach dotarła
do gabinetu Snape’a i zapukała najciszej, jak umiała.
- Do środka –
syknął Snape, gdy tylko otwarły się drzwi. Wyjrzał, patrząc, czy w korytarzu
nie ma nikogo, a potem zaryglował drzwi na wszystkie spusty. Hermiona zdjęła z
siebie zaklęcie. Jedyne, na czym się skupiała, to znajomy zapach, który
odpędził wszelkie złe myśli, cały strach. Choć to było niebezpieczne, nawet
nierealne, miała pewność, kto znajduje się w gabinecie. Tak pachniała tylko
jedna osoba, a był to pewien blondwłosy młodzieniec, którego tak bardzo
kochała.
- Gdzie on jest? – spytała drżącym z emocji
głosem. Snape nawet nie zapytał, skąd wiedziała.
- Draco, wyjdź – polecił chłopakowi. Drzwi na
wprost Hermiony otworzyły się i staną w nich właśnie on. Przez chwilę zarówno
Malfoy jak i Granger stali w bezruchu, wpatrując się w siebie, a potem, jakby
nagle znaleźli się w innej rzeczywistości, wpadli na siebie z rozpędem, ściskając
się, całując i gładząc po twarzach. Snape odwrócił wzrok, chcąc dać im
nacieszyć się sobą i jednocześnie nie chcąc roztkliwiać się takim widokiem.
Nie, żeby w normalnych warunkach tak to działało, ale teraz, gdy trwała wojna,
bardzo rzadko można było zobaczyć na własne oczy tak wielką radość.
Tymczasem oni
nie wypuszczali się ze swoich objęć. Choć nie minął nawet miesiąc, odkąd się
nie widzieli, zdawali się za sobą niewyobrażalnie tęsknić.
- Wiem, co ci zrobili. Zapłacą za to – mówił Draco,
wciąż całując ją w czubek głowy.
- To nic. Najważniejsze, że tobie nic nie
jest. A poza tym – jak mogłeś! Jak mogłeś tu teraz przychodzić! Znajdą cię!
- Wróciłem ze swojej misji. Pojawiłem się w
Hogwarcie legalnie, Carrowowie o tym wiedzą.
- Chcesz powiedzieć, że zostaniesz tu do
ostatecznej bitwy? – spytała, odsuwając go na odległość ramion.
- Chyba nie myślałaś, że zostawię cię z tym
samą?
- Draco, na litość boską!- Chwyciła go za
przód szaty. – Ty cholerny wariacie! Ty
skończony kretynie! Ze wszystkim sobie poradzę! Nie możesz tu zostać, przecież
może ci się coś stać, mogę cię w każdej chwili zabić, nikt, prócz kilku osób
nie wie, że jesteś po naszej stronie… Błagam, wracaj, skąd przyszedłeś. Nie
możesz tak po prostu zginąć, rozumiesz? – W oczach dziewczyny zalśniły łzy.
- Gdybym tam został, nie wiedząc, co się z
tobą dzieje, postradałbym rozum. Musiałem tu wrócić. I nie martw się, nie
pozwolę nam zginąć. Obiecuję. – Przytulił ją mocno i mimo, że to właśnie w tych
ramionach odnajdywała najgłębszy spokój i najprawdziwsze szczęście, teraz czuła
się tak, jakby były stalową tarczą. A ona bała się straty tej tarczy jak
niczego na świecie.
Miałaś rację, Amortencjo. Cieszę się ;3
OdpowiedzUsuńTo naprawdę świetny i ciekawy rozdział ;3
Wybacz, ale późna pora sprawia, że mózg nie funkcjonuje zbyt dobrze i nie jestem w stanie sklecić nic sensownego.
Pozdrawiam,
Mad.
Przyznaje, wyszło Ci świetnie :D a z tym z Umbridge, to mnie na serio zaskoczyłaś :o i spotkanie Draco i Herm mrrrr :3 jakie słodkie :D
OdpowiedzUsuńZapraszam do mnie na http://hermionyswiat.blogspot.com/ :)
Czasem po przeczytaniu czegoś targają tobą takie emocje, że nie wiesz od czego zacząć ani jak poskładać słowa. Ja tak właśnie teraz się czuję. Z jednej strony mam tyle do powiedzenia co mi się podobało w tym rozdziale, z drugiej strony może lepiej abym zostawiła go bez komentarza i rozkoszowała się nim w ciszy jeszcze przez cały dzień.
OdpowiedzUsuńNie mogę doczekać się bitwy o Hogwart bo wiem, że cudownie go opiszesz. Z drugiej strony dopada mnie straszny smutek, że opowiadanie się kończy.
Super rozdział :-)
OdpowiedzUsuńRozdział ... przepiękny ;-)
OdpowiedzUsuńA końcówka wręcz powalająca.
P{Ozdrawiam :)
Amortencjo...
OdpowiedzUsuńTen rozdział...
Powala na kolana.
Jest piękny w każdym calu.
A końcówka!
Och!
Nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału!
Byleby był szybko!
Buziaki
H.R.
Zapraszam do mnie:
http://hermiona-riddle-nowa-historia.blogspot.com/
[ SPAM ]
OdpowiedzUsuńCześć! Jeśli lubisz Dramione, to zapraszam na mojego bloga, w którym piszę opowiadanie o tym właśnie parringu. To dopiero początek bloga, ale tak czy inaczej zapraszam. Będzie mi bardzo miło, jeśli przeczytasz i zostawisz po sobie ślad. :)
Zapraszam na http://jednoczesniedwieosoby.blogspot.com/
Pozdrawiam Claudia Malfoy.
Hej.:P
OdpowiedzUsuńTrafiłam tu przez przypadek, ale od razu nadrobiłam całą swoją nieobecność czytając wszystko za jednym zamachem. Historia ciekawa, inaczej ukazująca punkt widzenia Ostatecznej Wojny. Samo Dramione jest fajnie skonstruowane, jednak jak dla mnie największym plusem Twojego opowiadania jest Snape i jego zachowania. Chociaż nie zrobiłaś z niego głównego bohatera, gra tu on pierwsze skrzypce. Bez niego ta opowieść była by o wiele mniej warta.
Wiem, że są to twoje ostatnie rozdziały, dlatego, życzę mnóstwo weny i natchnienia.:D
Pozdrawiam,
la_tua_cantante_
w wolnym czasie zapraszam na:
www.amor-deliria-nervosa-dramione.blogspot.com
Wspaniały, wzruszający rozdział. Czekam nn.
OdpowiedzUsuńJak zawsze - boskie. Nie pogniewałabym się, gdyby było trochę dłuższe, ale nie mam nic przeciwko tym rozdziałom. Naprawdę, wzruszyłam się. Dobrze, że Draco wrócił. Chociaż, jeśli ma zginąć, to chyba źle... Muszę Cię o to spytać - zakończysz happy endem, czy nie? Uwielbiam sad endy, czuć te emocje, płakać wraz z tekstem... Niestety mało jest sad endowatych Dramione :c Ale bez względu na koniec i tak będę czytać Twojego bloga! xD
OdpowiedzUsuńKocham, kocham, kocham + kocham za tę melodię,
Cave ;*
http://dramione-historia.blogspot.com/ ;)
<3333 Słodkie, chociaż pewnie będzie dramat :D Strasznie wzruszające, świetnie piszesz ;) Naprawdę masz talent
OdpowiedzUsuńMiałaś rację, spodobała nam się końcówka, a przynajmniej mi ;D
OdpowiedzUsuńCałość bardzo dobra, choć wciąż mam niedosyt.
Życzę weny!
Odiumortis (swag)
RZYGAM TĘCZĄ ale no w sumie dobrze że wrócił. Nie moge sie doczekać kontynuacji :c
OdpowiedzUsuńCudowne te ich spotkanie po tak długiej rozłące. Mnie aż ciarki przeszły.
OdpowiedzUsuńCzekam na więcej:)
zajebisty rozdział <3 i twój blog!:** http://przjaciele-to-skarb.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńZnalazłam Twój blog dopiero wczoraj, ale już przeczytałam wszystkie rozdziały Expecto i się w nich zakochałam. Czekam na następne części :-)
OdpowiedzUsuńZapraszam na http://avedianhistory.blogspot.com/
...... ON WROCIL, TAAAAK!!! Och Seversie nie jestes taki bez duszny :D ale poprawilas mi humor przed samym w spaniem :D w koncu moga nacieszyc sie chociaz by odrobina swojej milosci, dziekuje za ten rozdzial, w dodatku Umbridge jakby tak 51% byla po ich stronie, to rowniez sprawilo usmiech na mojej twarzy :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
~ Sandra