czwartek, 15 sierpnia 2013

Rozdział 42



42. Ucieszycie się ;) Wiem, że się ucieszycie, ale nie powiem dlaczego, zresztą wystarczy po prostu przeczytać. Rozdział jest długi i – moim nieskromnym zdaniem – jednym z tych fajniejszych ;) Podczas czytania (zwłaszcza końcówki) polecam  utwór Josha Kleina pt. Under duress
Znajdziecie go w dziwnym miejscu, ale tylko tutaj go znalazłam, więc Wy też możecie skorzystać, jeśli umiecie obsługiwać się chomikuj.pl 



Wyrzuty sumienia, jakie odczuwała, były wprost miażdżące. Przez jej egoizm, przez jej zachciankę, Draco zamierza ryzykować życiem. Harry, Ron i Ginny wielokrotnie powtarzali jej, że to przecież jego wybór i że wie, co robi, ale Hermiona zdawała sobie sprawę, z jakiego powodu podjął taką decyzję. Gdyby nie jej cholerny, drżący głos – zostałby w bezpiecznej kryjówce. Z lękiem siadywała przy oknie, jakby spodziewała się go zobaczyć, jak kroczy przez błonia, tak po prostu.
Przez kilka kolejnych dni jedyną odskocznią od tych ponurych myśli były ćwiczenia zaklęć atakujących i obronnych. Wszyscy uczniowie, którzy pozostali w zamku, ćwiczyli po kilka godzin dziennie, bez przerwy, za to z rosnącym zapałem, jeśli tak to można nazwać… W każdym razie, dzięki Bogu, nie odczuwali strachu, który paraliżował, a taki, który zmuszał do działania.
 Carrowowie robili, co mogli, żeby przeszkodzić im w praktykach, ale byli sprytniejsi. Gdy zaczęły się kontrolę, umówili się z Grubą Damą, że ta zacznie głośno śpiewać, gdy tylko zobaczy niepożądane osoby, aby mieli czas na stworzenie pozorów, że spędzali nudne popołudnie w swojej wieży. Śmierciożercy wściekali się, bo doskonale zdawali sobie sprawę, że uczniowie na pewno nie siedzą bezczynnie, ale nie mieli dowodów – nie mogli nic zrobić.
- Jeśli to możliwe – walczcie w grupach – mówił Harry, podczas ich kolejnej sesji – ale jeśli już dojdzie do bezpośredniej konfrontacji, nie próbujcie uciekać, bo zaklęcia są szybsze od nóg. Możecie jedynie szybko się za czymś schować, jeśli jest taka możliwość. Ale kiedy trafi wam się przeciwnik o podobnej sile – walczcie i wierzcie w siebie. Zawsze pamiętajcie, że każdy zabity śmierciożerca oddala Voldemorta od zwycięstwa. Myślcie o czymś, co jest wam drogie, a co jego zwycięstwo może wam odebrać i walczcie o to do upadłego. Jeśli tak będziemy postępować, musimy wygrać! – W salonie rozległy się brawa. To też było im potrzebne – poczucie jedności, odwaga, chęć do działania, a Harry Potter, symbol walki z wrogiem, jak nikt umiał w ludziach rozpalić tę potrzebną iskrę.
 - Ćwiczmy dalej  - powiedziała Harmiona.  – Może teraz zaklęcia niewerbalne? – I zaczęli ćwiczyć. Już po chwili pokój wypełnił się świetlistymi grotami, które śmigały po pokoju. Te słabsze miały trafiać w ludzi, te silniejsze w poduszki, książki, fotele i ściany. Każdy dawał z siebie wszystko. Nie było osoby, która uchylałaby się od obowiązku przyłożenia się do wszystkiego, co może im pomóc wygrać. Ku swojej uciesze, Hermiona zauważyła także, że wśród nich coraz więcej jest takich, którzy nie będą wahali się zasłonić własnym ciałem tych słabszych, potrzebujących pomocy. Ta myśl pozwoliła odzyskać jej siły na tyle, że pomimo straszliwego osłabienia, posłała jeden z wazonów na przeciwległą ścianę z taką siłą, że ten roztrzaskał się na tysiące drobnych kawałków.
 - Brawo, Hermiono! – wykrzyknęła uradowana Ginny, która od wielu dni wychodziła ze skóry, żeby pomóc Hermionie dojść do siebie.
 - Dzięki – odpowiedziała, uśmiechając się. Chciała znów powiedzieć, żeby nie przestawali ćwiczyć, ale zanim zdążyła otworzyć usta, usłyszeli głośny śpiew Grubej Damy.
 - Szybko, zwijamy się! – zawołał Ron. Osmolone plamy zniknęły ze ścian, wszystkie przedmioty wróciły na swoje miejsce, z foteli zniknęły wypalone dziury, a w kominku zapłonął ogień. Wszyscy uczniowie zasiedli  na kanapach i przy stołach, niektórzy z książkami, inni z gazetami w ręku. Po chwili usłyszeli skrzypnięcie otwieranych drzwi i do pokoju wkroczyła Dolores Umbridge, teraz o wiele chudsza, bledsza i jakby przygarbiona. Nawet jej jaskraworóżowa garsonka zdawała się stracić swoją intensywność. Wszystkie spojrzenia od razu padły na nią.
 - Schować różdżki – poleciła im służbowym tonem, chociaż na jej twarzy nawet przez chwilę nie pojawił się ów obłudny uśmieszek, który zawsze gościł na jej twarzy, gdy robiła komuś na złość. – Czy wszyscy są obecni w pokoju wspólnym?
 - Tak, pani profesor Umbridge – odpowiedzieli chórem, tak, jak zawsze tego żądała.
 - Co się przed chwilą działo w pokoju? – spytała, nie wkładając nawet cienia emocji w to, co mówiła. Harry, Ron i Hermiona spojrzeli po sobie – Umbridge sprawiała wrażenie, jakby ani trochę nie cieszyła się z własnej wizytacji. Poza tym dziwne było, że nie zaczęła, jak zwykle, od „doniesiono mi, że…”, by mieć jakiś pretekst do tego najścia.
 - Nic się tu nie działo, pani profesor – odpowiedziała Ginny, stojąca najbliżej Umbridge, na co –już ku jawnemu zszokowaniu wszystkich zebranych – Umbridge nie zareagowała krzykiem i groźbami.
 - Siedzieliście tu sobie cicho i spokojnie, prawda?
 - Tak, pani profesor – odpowiedziała Ginny. Minę miała taką, jakby zamierzała spytać Umbridge, czy dobrze się czuje.
  - W takim razie wizytacja zakończona  - oznajmiła Umbridge, wciąż tym samym, bezbarwnym tonem i już się odwróciła, by odejść i nagle zatrzymała się wpół kroku.
 - Coś się stało, pani profesor? – spytała Hermiona, również patrząc na Umbridge ze skrajnym zdziwieniem.
 - Co? Nie… ja tylko chciałam powiedzieć… - rozejrzała się po pokoju zamglonym wzrokiem. Nikt nie ruszał się z miejsca, wszystkich ogarnęło osłupienie. – Chciałam powiedzieć, że potrzebujecie lepszego nauczyciela, niż tylko Potter. Powinniście pomówić z profesor McGonagall, ona nauczy was więcej. I postarajcie się uciec stąd jak najszybciej, gdy tylko pojawi się Sami-Wiecie-Kto. I tak nie macie żadnych szans. – Teraz już nikt nawet nie starał się wyglądać normalnie. Większość uczniów otwarła szeroko usta ze zdumienia. Akurat ta kobieta była ostatnią, którą podejrzewaliby o ludzkie odruchy.
 - Nie wiemy, o czym pani mówi, pani profesor – powiedział Harry, podchodząc do niej ostrożnie, jakby Umbridge była tykającą bombą.
 - Może i nie jestem dobrym człowiekiem, Potter, ale nie jestem też idiotką. Wiem, co tu się dzieje, wiem, że ćwiczycie i wiem, że to na nic! Nie, to nie jest podstęp, po prostu musicie… - zanim skończyła zdanie, rozległy się zduszone okrzyki. Drzwi do pokoju wspólnego otwarły się i choć przez chwilę myśleli, że nikt nie wszedł do środka, o swojej pomyłce przekonali się, gdy Snape ściągnął z siebie zaklęcie kameleona. Kilka osób wystąpiło przed Umbridge, gotowi jej bronić przed Snapem. Inni włożyli ręce do kieszeni, ściskając w nich różdżki.
 - Jak długo pan tu jest, Snape? – spytała Umbridge. Harry’emu, Ronowi, Hermionie i wszystkim, którzy mieli pojęcie o Zakonie ulżyło, na widok tego konkretnego profesora, ale inni spięli się gwałtownie.
 - Wystarczająco, by słyszeć, co pani powiedziała, Umbridge. Alecto Carrow przysłała mnie tu zaniepokojona faktem, że pani wizytacja trwa tak długo, a ponieważ zauważyłem pewną zależność między wyciem Grubej Damy a wizytacjami, postanowiłem się pojawić niewidzialny. – Wyjaśnił. Przyglądał się jej, będąc już całkowicie pewnym, że to, co pomyślał o niej wówczas, gdy spotkali się w gabinecie Carrowów zaraz po przybyciu Granger do szkoły, jest prawdą. Była zła, ale słaba. Nie wzięłaby śmierci tylu dzieci na swoje sumienie. Dlatego się złamała.
 - A więc teraz wyda mnie pan Carrowowm, czy tak?
- Ależ bez takich dramatów, pani profesor – rzekł Snape, krzywiąc się lekko.  - Więc co teraz ze mną będzie?
 - O tym na zewnątrz – powiedział, gestem wskazując jej drogę do wyjścia. – A wy – rozejść się i zająć sobą! Żadnych zbiegowisk! – rozkazał, po czym, wykorzystując ogólne zamieszanie, podszedł do Hermiony i syknął:
 - Dziś o północy w moim gabinecie. Tylko ostrożnie. – I pospiesznie wyszedł.
Hermiona poczuła, że serce podskoczyło jej do gardła. Co takiego się stało, że Snape wzywa ją do siebie tak późno? Czy ma jakieś złe wieści? Dreszcz przeszedł ją po plecach.
 - Co jest, Hermiono? – spytał Ron, obejmując wciąż wystraszoną Parvati.
- Nic… to znaczy… ja… Snape kazał mi dziś w nocy do siebie przyjść. – Ron zbladł.
- Harry! Harry, chodź tu, szybko! – zawołał Ron. Gdy tylko Potter się zjawił, Ron nakazał Hermionie powtórzyć to, co przed chwilą powiedziała. Harry zareagował podobnie.
  - Nie – szepnął. – Znajdziemy jakieś wyjście. Nie będą cię znów torturować! Nie pozwolę na to.
 - Przecież Snape nie zrobi mi krzywdy!
- On nie, ale nie mamy pewności, że to on cię wzywa. Przecież widzisz, jak dziwnie zachowywała się Umbridge.
Ale żadne ich argumenty nic nie wskórały. Była pewna, że jeśli Snape chce się z nią widzieć i to tak późno, to sprawa jest ważna i całą pewnością dotyczy Dracona. Oczywiście, bała się tego, co może usłyszeć, ale równocześnie nie wyobrażała sobie, że mogłaby nie wiedzieć o czymś, co przydarzyło  się Draconowi. O dwudziestej drugiej udała się do sypialni, ale nie zmrużyła oka. Czekała i modliła się, żeby  wróciła z gabinetu Snape nie bardziej nieszczęśliwa, niż była teraz. Za kwadrans dwunasta, gdy wychodziła, całe jej ciało drżała. Rzuciła na siebie zaklęcie kameleona i upewniwszy się, że działa bez zarzutu, zeszła po spiralnych schodach, przeszła przez salon i ostrożnie wymknęła się na zewnątrz. Szła, nie robiąc najmniejszego hałasu, a każdy dźwięk i blask za jej plecami powodował, że oblewała się zimnym potem. Gdyby ją teraz złapano i znów torturowano, wolałaby umrzeć. Jednak po kilku minutach dotarła do gabinetu Snape’a i zapukała najciszej, jak umiała.
- Do środka – syknął Snape, gdy tylko otwarły się drzwi. Wyjrzał, patrząc, czy w korytarzu nie ma nikogo, a potem zaryglował drzwi na wszystkie spusty. Hermiona zdjęła z siebie zaklęcie. Jedyne, na czym się skupiała, to znajomy zapach, który odpędził wszelkie złe myśli, cały strach. Choć to było niebezpieczne, nawet nierealne, miała pewność, kto znajduje się w gabinecie. Tak pachniała tylko jedna osoba, a był to pewien blondwłosy młodzieniec, którego tak bardzo kochała.
 - Gdzie on jest? – spytała drżącym z emocji głosem. Snape nawet nie zapytał, skąd wiedziała.
 - Draco, wyjdź – polecił chłopakowi. Drzwi na wprost Hermiony otworzyły się i staną w nich właśnie on. Przez chwilę zarówno Malfoy jak i Granger stali w bezruchu, wpatrując się w siebie, a potem, jakby nagle znaleźli się w innej rzeczywistości, wpadli na siebie z rozpędem, ściskając się, całując i gładząc po twarzach. Snape odwrócił wzrok, chcąc dać im nacieszyć się sobą i jednocześnie nie chcąc roztkliwiać się takim widokiem. Nie, żeby w normalnych warunkach tak to działało, ale teraz, gdy trwała wojna, bardzo rzadko można było zobaczyć na własne oczy tak wielką radość.
Tymczasem oni nie wypuszczali się ze swoich objęć. Choć nie minął nawet miesiąc, odkąd się nie widzieli, zdawali się za sobą niewyobrażalnie tęsknić.
 - Wiem, co ci zrobili. Zapłacą za to – mówił Draco, wciąż całując ją w czubek głowy.
 - To nic. Najważniejsze, że tobie nic nie jest. A poza tym – jak mogłeś! Jak mogłeś tu teraz przychodzić! Znajdą cię!
 - Wróciłem ze swojej misji. Pojawiłem się w Hogwarcie legalnie, Carrowowie o tym wiedzą.
 - Chcesz powiedzieć, że zostaniesz tu do ostatecznej bitwy? – spytała, odsuwając go na odległość ramion.
 - Chyba nie myślałaś, że zostawię cię z tym samą?
 - Draco, na litość boską!- Chwyciła go za przód szaty.  – Ty cholerny wariacie! Ty skończony kretynie! Ze wszystkim sobie poradzę! Nie możesz tu zostać, przecież może ci się coś stać, mogę cię w każdej chwili zabić, nikt, prócz kilku osób nie wie, że jesteś po naszej stronie… Błagam, wracaj, skąd przyszedłeś. Nie możesz tak po prostu zginąć, rozumiesz? – W oczach dziewczyny zalśniły łzy.
 - Gdybym tam został, nie wiedząc, co się z tobą dzieje, postradałbym rozum. Musiałem tu wrócić. I nie martw się, nie pozwolę nam zginąć. Obiecuję. – Przytulił ją mocno i mimo, że to właśnie w tych ramionach odnajdywała najgłębszy spokój i najprawdziwsze szczęście, teraz czuła się tak, jakby były stalową tarczą. A ona bała się straty tej tarczy jak niczego na świecie.

17 komentarzy:

  1. Miałaś rację, Amortencjo. Cieszę się ;3
    To naprawdę świetny i ciekawy rozdział ;3
    Wybacz, ale późna pora sprawia, że mózg nie funkcjonuje zbyt dobrze i nie jestem w stanie sklecić nic sensownego.
    Pozdrawiam,
    Mad.

    OdpowiedzUsuń
  2. Przyznaje, wyszło Ci świetnie :D a z tym z Umbridge, to mnie na serio zaskoczyłaś :o i spotkanie Draco i Herm mrrrr :3 jakie słodkie :D
    Zapraszam do mnie na http://hermionyswiat.blogspot.com/ :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Czasem po przeczytaniu czegoś targają tobą takie emocje, że nie wiesz od czego zacząć ani jak poskładać słowa. Ja tak właśnie teraz się czuję. Z jednej strony mam tyle do powiedzenia co mi się podobało w tym rozdziale, z drugiej strony może lepiej abym zostawiła go bez komentarza i rozkoszowała się nim w ciszy jeszcze przez cały dzień.
    Nie mogę doczekać się bitwy o Hogwart bo wiem, że cudownie go opiszesz. Z drugiej strony dopada mnie straszny smutek, że opowiadanie się kończy.

    OdpowiedzUsuń
  4. Rozdział ... przepiękny ;-)
    A końcówka wręcz powalająca.
    P{Ozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Amortencjo...
    Ten rozdział...
    Powala na kolana.
    Jest piękny w każdym calu.
    A końcówka!
    Och!
    Nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału!
    Byleby był szybko!

    Buziaki
    H.R.

    Zapraszam do mnie:
    http://hermiona-riddle-nowa-historia.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  6. [ SPAM ]
    Cześć! Jeśli lubisz Dramione, to zapraszam na mojego bloga, w którym piszę opowiadanie o tym właśnie parringu. To dopiero początek bloga, ale tak czy inaczej zapraszam. Będzie mi bardzo miło, jeśli przeczytasz i zostawisz po sobie ślad. :)
    Zapraszam na http://jednoczesniedwieosoby.blogspot.com/

    Pozdrawiam Claudia Malfoy.

    OdpowiedzUsuń
  7. Hej.:P
    Trafiłam tu przez przypadek, ale od razu nadrobiłam całą swoją nieobecność czytając wszystko za jednym zamachem. Historia ciekawa, inaczej ukazująca punkt widzenia Ostatecznej Wojny. Samo Dramione jest fajnie skonstruowane, jednak jak dla mnie największym plusem Twojego opowiadania jest Snape i jego zachowania. Chociaż nie zrobiłaś z niego głównego bohatera, gra tu on pierwsze skrzypce. Bez niego ta opowieść była by o wiele mniej warta.
    Wiem, że są to twoje ostatnie rozdziały, dlatego, życzę mnóstwo weny i natchnienia.:D
    Pozdrawiam,
    la_tua_cantante_

    w wolnym czasie zapraszam na:
    www.amor-deliria-nervosa-dramione.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  8. Wspaniały, wzruszający rozdział. Czekam nn.

    OdpowiedzUsuń
  9. Jak zawsze - boskie. Nie pogniewałabym się, gdyby było trochę dłuższe, ale nie mam nic przeciwko tym rozdziałom. Naprawdę, wzruszyłam się. Dobrze, że Draco wrócił. Chociaż, jeśli ma zginąć, to chyba źle... Muszę Cię o to spytać - zakończysz happy endem, czy nie? Uwielbiam sad endy, czuć te emocje, płakać wraz z tekstem... Niestety mało jest sad endowatych Dramione :c Ale bez względu na koniec i tak będę czytać Twojego bloga! xD
    Kocham, kocham, kocham + kocham za tę melodię,
    Cave ;*
    http://dramione-historia.blogspot.com/ ;)

    OdpowiedzUsuń
  10. <3333 Słodkie, chociaż pewnie będzie dramat :D Strasznie wzruszające, świetnie piszesz ;) Naprawdę masz talent

    OdpowiedzUsuń
  11. Miałaś rację, spodobała nam się końcówka, a przynajmniej mi ;D
    Całość bardzo dobra, choć wciąż mam niedosyt.
    Życzę weny!
    Odiumortis (swag)

    OdpowiedzUsuń
  12. RZYGAM TĘCZĄ ale no w sumie dobrze że wrócił. Nie moge sie doczekać kontynuacji :c

    OdpowiedzUsuń
  13. Cudowne te ich spotkanie po tak długiej rozłące. Mnie aż ciarki przeszły.
    Czekam na więcej:)

    OdpowiedzUsuń
  14. zajebisty rozdział <3 i twój blog!:** http://przjaciele-to-skarb.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  15. Znalazłam Twój blog dopiero wczoraj, ale już przeczytałam wszystkie rozdziały Expecto i się w nich zakochałam. Czekam na następne części :-)
    Zapraszam na http://avedianhistory.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  16. ...... ON WROCIL, TAAAAK!!! Och Seversie nie jestes taki bez duszny :D ale poprawilas mi humor przed samym w spaniem :D w koncu moga nacieszyc sie chociaz by odrobina swojej milosci, dziekuje za ten rozdzial, w dodatku Umbridge jakby tak 51% byla po ich stronie, to rowniez sprawilo usmiech na mojej twarzy :)
    Pozdrawiam
    ~ Sandra

    OdpowiedzUsuń