10. Dziś krócej, a to
ze względu na to, że kolejny rozdział będzie miał już nieco inny charakter i
nie chciałam z tego robić jednej wielkiej niewiadomej. Czuję potrzebę
wypowiedzenia się na temat Dumbledore'a - w moim opowiadaniu nasz kochany
siwobrody będzie nieco inny niż w kanonie. Pani Rowling stworzyła naprawdę
ciekawą postać, ale jednak troszkę zbyt mdłą jak na mężczyznę, który za młodu
planował podbój świata ;)
Kilka kolejnych dni
upewniło Hermionę w przekonaniu, że zaczęła prawdziwą wojnę z Carrowem. Po raz
pierwszy w życiu zarobiła tyle ujemnych punktów dla swojego Domu i wściekała
się tym bardziej, że nie mogła mu okazać publicznie swojej nienawiści. Wreszcie
zrozumiała, jak czuł się Harry na lekcjach Snape'a. Jej przyjaciel był na tyle
wyrozumiały, że nie wypominał jej wszystkich sytuacji, w których kazała mu się
opanować i trzymać język za zębami.
Wszyscy inni
nauczyciele też jej nie oszczędzali, choć pod innymi względami - wciąż zadawali
nowe eseje i prace domowe, a do tego dochodziły obowiązki Prefekta Naczelnego,
a więc pisanie raportów i rozdzielanie szlabanów.
- Mam dość - jęknęła w piątkowy wieczór, gdy
wraz z Harrym i Ronem ślęczała nad zadaniem z Eliksirów.
- A będziesz miała dość jeszcze bardziej -
westchnął Harry. - Dumbledore powiedział mi dziś po Obronie, że będzie chciał
się z nami zobaczyć w przyszłym tygodniu i że chodzi o Zakon.
- Świetnie - warknęła. - Teraz już na pewno nie znajdę czasu na
oddychanie.
- Może poproś McGonagall o Zmieniacz Czasu,
jak w trzeciej klasie?
- Nie bądź głupi, Ronald. Nie mogę używać
takich potężnych magicznych urządzeń tuż pod nosem śmierciożerców. Poza tym
sama się na to pisałam - przyznała sprawiedliwie i znów zaczęła skrobać piórem
po pergaminie.
- Pogodziłyście się już z Ginny? - wypalił nagle Potter.
- Jeszcze nie rozmawiałyśmy - odparła suchym
tonem Hermiona, co miało być dyplomatycznym stwierdzeniem, że to nie ona
powinna zacząć, bo winna jest Ginny. Natomiast sama Ginny chyba uważała
inaczej, bo przez cały tydzień nie wspomniała nawet słowem o incydencie w Norze
i wciąż znajdowała czas jedynie dla Michaela Cornera, co z kolei skrajnie
irytowało Rona.
- Wiecie, co myślę? - zaczął - To ten cały
Corner ma na nią taki, a nie inny wpływ.
- Nie przesadzaj - zaoponował Harry - Ginny nie
jest podatna na wpływy innych.
- Ale Corner...
- Patrzcie - przerwała im Hermiona wskazując
palcem na wejście do salonu Gryfonów. Chłopcy odwrócili głowy i od razu
zgrzytnęgli zębami ze złości. W przejściu stała ostatnia osoba, która powinna
się w tym pomieszczeniu znaleźć. Snape również rzucił im niechętne spojrzenie,
a potem machnął ręką w ich stronę.
- Granger, do mnie. - Dziewczyna zamknęła
książkę i wśród zdziwionych spojrzeń przeszła przez pokój wspólny.
- Czy coś się stało, panie profesorze? - spytała, gdy znaleźli się już przed
portretem Grubej Damy.
- Nie zadawaj pytań - syknął nauczyciel i
poprowadził ją dalej przez opustoszałe już korytarze. Zorientowała się, dokąd
idą i poczuła się bardzo niepewnie - Snape prowadził ją do lochów. Rzecz jasna
nie podejrzewała go o przejście na stronę śmierciożerców, ale musiałaby być
bardzo nierozsądna, gdyby szła do jego gabinetu z uśmiechem na twarzy. Profesor
otwarł przed nią drzwi i jej oczom ukazało się najbardziej ponure pomieszczenie
w całym zamku. Gabinet był niewielki, pozbawiony okien i oświetlony jedynie
mdłym światłem kilku świec. Za starym dębowym biurkiem znajdował się równie
wiekowy regał z zakurzonymi księgami. Na półkach pod ścianami piętrzyły się
słoje z marynowanymi częściami roślin i zwierząt, a kamienna podłoga dźwięczała
złowrogim echem za każdym razem, gdy uderzyło się o nią obcasem.
- Siadaj - burknął Snape, wskazując jej
skórzany fotel przed swoim biurkiem. Sam zajął miejsce po drugiej stronie. -
Pewnie nie masz pojęcia, dlaczego cię tu przyprowadziłem?
- Nie, panie profesorze.
- Więc oświecę, cię, Granger.
Najprawdopodobniej bardzo spodobało ci się naśladowanie twojego przygłupiego,
bohaterskiego kumpla, Pottera. Czy tobie się wydaje, że możesz irytować Carrowa
w nieskończoność?
- Nie robię tego celowo, panie profesorze -
odparła równie lodowatym tonem.
- Nie obchodzi mnie, Granger, jak to robisz i
nie pytałem o to. Fakt jest faktem. Nie umiesz się opanować, a on wykorzysta
każdą okazję, żeby dać ci szlaban w swoim gabinecie i wypytać o wszystko, o co
będzie chciał. Już niejednokrotnie wspominał mi o tobie i wierz mi, nie było to
nic przyjemnego. Jeśli chcesz się popisać odwagą i lojalnością wobec Zakonu,
rób coś pożytecznego, zamiast wzniecać słowne przepychanki z kimś, z kim nie
możesz się mierzyć.
- Ja będę się pilnować, profesorze - mruknęła
niechętnie.
- Tak się składa, że nie wierzę w twoje
zdolności w tym kierunku. Poprosiłem Dracona, żeby trochę cię wspomógł - jego
wargi wykrzywił złośliwy uśmiech, a Hermionę zalała fala najprawdziwszej furii.
- Malfoy nie będzie mnie pilnował! -
wrzasnęła.
- No i proszę, wychodzi twoje opanowanie -
zadrwił. - O tym, co i który członek Zakonu Feniksa będzie robił, nie ty
decydujesz, Granger, więc łaskawie nie wydzieraj się w mojej obecności. Podobno
nieźle się dogadujecie z Draconem, a więc zadba o to, żebyś się nie wychylała.
- I co, sądzi pan, że Carrow nie zorientuje
się, że Malfoy mnie pilnuje? -
prychnęła.
- Nie tym tonem, Granger. Nikt nie kazał mu
cię śledzić i trzymać na smyczy, a jedynie mocno kopnąć w kostkę, gdybyś
postanowiła znowu zostać bohaterką lekcji
Czarnej Magii.
- On się nade mną znęca!
- Draco cię polubił, kretynko.
- Nie mówię o Malfoyu, a o moim ulubionym
nauczycielu, panie profesorze - wycedziła złośliwie.
- Nie masz gorzej, niż Longbottom na moich
lekcjach, więc przestań robić z siebie cierpiętnicę. - W tej chwili tylko cud
powstrzymywał ją przed rzuceniem jakiejś paskudnej klątwy na tego dupka. Nie
sądziła, że aż tak nie znosi tego człowieka.
- Możesz odejść - powiedział wreszcie.
- Dobranoc, profesorze - syknęła najbardziej
zjadliwym tonem, na jaki było ją stać. Zrobiła ledwie pięć kroków, gdy natknęła
się na kolejną osobę, której bardzo nie chciała dziś widzieć.
- Co tu robisz, Granger? - spytał Malfoy,
przyglądając jej się z ciekawością.
- Nie twoja sprawa! - warknęła. - I pięć punktów od Slytherinu za wałęsanie
się po zamku o niedozwolonej porze!
- Po pierwsze - ja również jestem Prefektem
Naczelnym, a więc mogę poruszać się po zamku o każdej porze. Po drugie - z tego samego tytułu nie możesz odbierać mi
punktów. Po trzecie - tylko zapytałem, co tu robisz, więc nie musisz być aż tak
nieprzyjemna. - Uśmiechnął się złośliwie, a ona poczuła, że jeszcze chwila i
eksploduje ze złości.
- Niech cię szlag trafi! Byłam u Snape'a.
Wiesz może, po co? - wysyczała gniewnie.
- Pewnie chodziło o lekcje Czarnej Magii. .
- Właśnie. Dobrze ci radzę - nie staraj się
mnie upominać, bo może się tak stać, że będziesz miał bardzo nieszczęśliwy
wypadek i nikt nie będzie w stanie wyjaśnić, jak doszło do twojego zgonu,
jasne?
- Przeraziłem się - zadrwił. - Z nas dwoje to
chyba ja znam więcej czarnomagicznych klątw i trucizn, więc to ty powinnaś się
obawiać.
- Jeśli jeszcze raz ktoś doprowadzi mnie do
takiego stanu, to sam Merlin ci nie pomoże, więc to jednak TY masz powody do
obaw - warknęła, po czym odwróciła się na pięcie i w kilku krokach wspięła się
po schodach.
Draco uśmiechnął się
zawadiacko. Doprowadzanie Hermiony Granger do białej gorączki sprawiało mu
coraz większą przyjemność. Wiedział, że mimo wszystko w jakiś sposób tworzy to
między nimi pewną zażyłość. Nie żeby jej jakoś szczególnie potrzebował, ale
znajomość z Granger była całkiem przyjemna, nie wspominając już o tym, jak fascynujące
było poznawanie dziewczyny, która jako pierwsza nie uległa od razu jego
urokowi.
***
Minerwa krążyła po
gabinecie Albusa i surowym wzrokiem spoglądała na swojego przełożonego. W
pomieszczeniu panowała cisza przesycona napięciem i oczekiwaniem. Nic w tym
dziwnego - wszak Dumbledore tylko czekał na soczystą reprymendę.
- A więc dowiedziałaś się już, moja droga, że
przygotowałem instrukcje dla Harry'ego, Rona i Hermiony?
- Dowiedziałam się, Albusie - syknęła,
zaciskając wargi w wąską linię, co zazwyczaj zwiastowało kłopoty. - Musisz
wiedzieć, że bardzo mi się to nie podoba. Powinieneś na nich bardzo uważać.
Wiesz przecież ilu mamy teraz w zamku śmierciożerców!
- I właśnie dlatego przydatna jest każda para
rąk do pracy.
- Jest wiele innych osób, które mogłoby
pracować dla Zakonu.
- Owszem, nie przeczę. Jednak naprawdę tych
troje jest mi bardzo potrzebnych, Minerwo.
- A to dlaczego? - kobieta stanęła przed jego
biurkiem, opierając dłonie na biodrach i spoglądając na niego groźnie.
- Po pierwsze dlatego, że nic tak nie wdraża w
sprawy Zakonu, jak sama w nim praca. Muszą mieć sporo praktyki na wypadek,
gdyby sytuacja się pogorszyła.
- Co to znaczy "gdyby sytuacja się
pogorszyła"?
- Póki co jest spokojnie, Minerwo, ale to się
będzie szybko zmieniało. Voldemort chce stwarzać jeszcze pozory politycznej
wojny, ale przecież wszyscy wiemy, że szykuje się już do zbrojnych ataków.
- Chyba nie uważasz, że zamierza napaść na
szkołę w najbliższym czasie? - Przez jej
twarz przebiegł cień strachu.
- Nie. Nie jest jeszcze gotów, by napaść na
Hogwart. Jesteśmy najsilniejszym punktem w czarodziejskiej Anglii, więc będzie
musiał jeszcze poczekać - powiedział, po czym uśmiechnął się z satysfakcją. Był
dumny z Hogwartu. Nigdy nie śmiał przypisywać sobie samemu potęgi tej szkoły,
ale jako dyrektor zawsze przedstawiał się z wysoko podniesioną głową. -
Wracając do sedna: muszę czymś zająć Harry'ego i jego przyjaciół, zanim podejmą
niewłaściwe działania na swoją rękę.
- Przecież wiedzą, że nie mogą działać bez
pozwolenia!
- Ale nie zdają sobie sprawy, jak ważne jest
dziś opanowanie. Obawiam się, że mogłoby dojść do poważniejszych scysji między
nimi a śmierciożercami i to mogłoby nam poważnie zaszkodzić.
- Tak uważasz? - prychnęła.
- Minerwo, moja kochana, oczywiście zdaję
sobie sprawę, że gryfońska natura nie wyklucza rozsądku, ale wolałbym, żeby
dostali gruntowne lekcje postępowania ze swoimi emocjami.
- Co masz na myśli? - znów zwęziła oczy w taki
sposób, jak to robiła, gdy przemieniała się w burą kotkę.
- A to, że właśnie to będą ich pierwsze
instrukcje, Minerwo.
Nareszcie się doczekałam ;D uwielbiam Hermionę w tym wydaniu, jest bezbłędna. Mam nadzieję, że Draco nie poskromi jej zbyt szybko ;) Pozdrawiam, Madlene23
OdpowiedzUsuńA kto przy zdrowych zmysłach próbuje poskromić Gryfonkę ;) Nie, tak łatwo nie dam sobie ugłaskać Hermiony :)
UsuńPozdrawiam!
Czytam Twoje opowiadanie z zapartym tchem !
OdpowiedzUsuńCiągle mi mało. ;)
Z niecierpliwością czekam na następne rozdziały !
Miło słyszeć ;)
UsuńA ja z zapartym tchem czekam na to, co wyprodukuje moja chora psychika ;)
Pozdrawiam serdecznie!
Myślę, że Hermiona zareagowała zbyt gwałtownie co do sytuacji ze Snape'm. Owszem, sama bym się zdenerwowała gdyby ktoś komuś kazał mnie pilnować, ale bez przesady. Oho, Dumbledore ma jakieś plany wobec Złotego Trio. Pozdrawiam serdecznie :)
OdpowiedzUsuńNiestety chyba poprzestanę pisania komentarzy pod każdym rozdziałem, bo tak się wciągnęłam, że jak najszybciej chcę czytać dalej : )
OdpowiedzUsuńCo ten dyrektor knuje? ;]
OdpowiedzUsuńDraco jest dość zainteresowany Hermioną :) podoba mi się to ^^ Albus już coś kombinuje, by zaspokoić Świętą Trójcę :) I nie wierzę, że Granger zdobyła dość sporą ilość ujemnych punktów dla Gryffindoru :D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
~ Sandra