poniedziałek, 13 sierpnia 2012

Rozdział 10


10. Dziś krócej, a to ze względu na to, że kolejny rozdział będzie miał już nieco inny charakter i nie chciałam z tego robić jednej wielkiej niewiadomej. Czuję potrzebę wypowiedzenia się na temat Dumbledore'a - w moim opowiadaniu nasz kochany siwobrody będzie nieco inny niż w kanonie. Pani Rowling stworzyła naprawdę ciekawą postać, ale jednak troszkę zbyt mdłą jak na mężczyznę, który za młodu planował podbój świata ;)

Kilka kolejnych dni upewniło Hermionę w przekonaniu, że zaczęła prawdziwą wojnę z Carrowem. Po raz pierwszy w życiu zarobiła tyle ujemnych punktów dla swojego Domu i wściekała się tym bardziej, że nie mogła mu okazać publicznie swojej nienawiści. Wreszcie zrozumiała, jak czuł się Harry na lekcjach Snape'a. Jej przyjaciel był na tyle wyrozumiały, że nie wypominał jej wszystkich sytuacji, w których kazała mu się opanować i trzymać język za zębami.
Wszyscy inni nauczyciele też jej nie oszczędzali, choć pod innymi względami - wciąż zadawali nowe eseje i prace domowe, a do tego dochodziły obowiązki Prefekta Naczelnego, a więc pisanie raportów i rozdzielanie szlabanów.
 - Mam dość - jęknęła w piątkowy wieczór, gdy wraz z Harrym i Ronem ślęczała nad zadaniem z Eliksirów.
 - A będziesz miała dość jeszcze bardziej - westchnął Harry. - Dumbledore powiedział mi dziś po Obronie, że będzie chciał się z nami zobaczyć w przyszłym tygodniu i że chodzi o Zakon.
 - Świetnie - warknęła.  - Teraz już na pewno nie znajdę czasu na oddychanie.
 - Może poproś McGonagall o Zmieniacz Czasu, jak w trzeciej klasie?
 - Nie bądź głupi, Ronald. Nie mogę używać takich potężnych magicznych urządzeń tuż pod nosem śmierciożerców. Poza tym sama się na to pisałam - przyznała sprawiedliwie i znów zaczęła skrobać piórem po pergaminie.
 - Pogodziłyście się już z Ginny?  - wypalił nagle Potter.
 - Jeszcze nie rozmawiałyśmy - odparła suchym tonem Hermiona, co miało być dyplomatycznym stwierdzeniem, że to nie ona powinna zacząć, bo winna jest Ginny. Natomiast sama Ginny chyba uważała inaczej, bo przez cały tydzień nie wspomniała nawet słowem o incydencie w Norze i wciąż znajdowała czas jedynie dla Michaela Cornera, co z kolei skrajnie irytowało Rona.
 - Wiecie, co myślę? - zaczął - To ten cały Corner ma na nią taki, a nie inny wpływ.
 - Nie przesadzaj - zaoponował Harry - Ginny nie jest podatna na wpływy innych. 
 - Ale Corner...
 - Patrzcie - przerwała im Hermiona wskazując palcem na wejście do salonu Gryfonów. Chłopcy odwrócili głowy i od razu zgrzytnęgli zębami ze złości. W przejściu stała ostatnia osoba, która powinna się w tym pomieszczeniu znaleźć. Snape również rzucił im niechętne spojrzenie, a potem machnął ręką w ich stronę.
 - Granger, do mnie. - Dziewczyna zamknęła książkę i wśród zdziwionych spojrzeń przeszła przez pokój wspólny.
 - Czy coś się stało, panie profesorze?  - spytała, gdy znaleźli się już przed portretem Grubej Damy.
 - Nie zadawaj pytań - syknął nauczyciel i poprowadził ją dalej przez opustoszałe już korytarze. Zorientowała się, dokąd idą i poczuła się bardzo niepewnie - Snape prowadził ją do lochów. Rzecz jasna nie podejrzewała go o przejście na stronę śmierciożerców, ale musiałaby być bardzo nierozsądna, gdyby szła do jego gabinetu z uśmiechem na twarzy. Profesor otwarł przed nią drzwi i jej oczom ukazało się najbardziej ponure pomieszczenie w całym zamku. Gabinet był niewielki, pozbawiony okien i oświetlony jedynie mdłym światłem kilku świec. Za starym dębowym biurkiem znajdował się równie wiekowy regał z zakurzonymi księgami. Na półkach pod ścianami piętrzyły się słoje z marynowanymi częściami roślin i zwierząt, a kamienna podłoga dźwięczała złowrogim echem za każdym razem, gdy uderzyło się o nią obcasem.
 - Siadaj - burknął Snape, wskazując jej skórzany fotel przed swoim biurkiem. Sam zajął miejsce po drugiej stronie. - Pewnie nie masz pojęcia, dlaczego cię tu przyprowadziłem?
 - Nie, panie profesorze.
 - Więc oświecę, cię, Granger. Najprawdopodobniej bardzo spodobało ci się naśladowanie twojego przygłupiego, bohaterskiego kumpla, Pottera. Czy tobie się wydaje, że możesz irytować Carrowa w nieskończoność?
 - Nie robię tego celowo, panie profesorze - odparła równie lodowatym tonem.
 - Nie obchodzi mnie, Granger, jak to robisz i nie pytałem o to. Fakt jest faktem. Nie umiesz się opanować, a on wykorzysta każdą okazję, żeby dać ci szlaban w swoim gabinecie i wypytać o wszystko, o co będzie chciał. Już niejednokrotnie wspominał mi o tobie i wierz mi, nie było to nic przyjemnego. Jeśli chcesz się popisać odwagą i lojalnością wobec Zakonu, rób coś pożytecznego, zamiast wzniecać słowne przepychanki z kimś, z kim nie możesz się mierzyć.
 - Ja będę się pilnować, profesorze - mruknęła niechętnie.
 - Tak się składa, że nie wierzę w twoje zdolności w tym kierunku. Poprosiłem Dracona, żeby trochę cię wspomógł - jego wargi wykrzywił złośliwy uśmiech, a Hermionę zalała fala najprawdziwszej furii.
 - Malfoy nie będzie mnie pilnował! - wrzasnęła.
 - No i proszę, wychodzi twoje opanowanie - zadrwił. - O tym, co i który członek Zakonu Feniksa będzie robił, nie ty decydujesz, Granger, więc łaskawie nie wydzieraj się w mojej obecności. Podobno nieźle się dogadujecie z Draconem, a więc zadba o to, żebyś się nie wychylała.
 - I co, sądzi pan, że Carrow nie zorientuje się, że Malfoy mnie pilnuje?  - prychnęła.
 - Nie tym tonem, Granger. Nikt nie kazał mu cię śledzić i trzymać na smyczy, a jedynie mocno kopnąć w kostkę, gdybyś postanowiła znowu zostać bohaterką lekcji  Czarnej Magii.
 - On się nade mną znęca!
 - Draco cię polubił, kretynko.
 - Nie mówię o Malfoyu, a o moim ulubionym nauczycielu, panie profesorze - wycedziła złośliwie.
 - Nie masz gorzej, niż Longbottom na moich lekcjach, więc przestań robić z siebie cierpiętnicę. - W tej chwili tylko cud powstrzymywał ją przed rzuceniem jakiejś paskudnej klątwy na tego dupka. Nie sądziła, że aż tak nie znosi tego człowieka.  - Możesz odejść - powiedział wreszcie.
 - Dobranoc, profesorze - syknęła najbardziej zjadliwym tonem, na jaki było ją stać. Zrobiła ledwie pięć kroków, gdy natknęła się na kolejną osobę, której bardzo nie chciała dziś widzieć. 
 - Co tu robisz, Granger? - spytał Malfoy, przyglądając jej się z ciekawością.
 - Nie twoja sprawa! - warknęła.  - I pięć punktów od Slytherinu za wałęsanie się po zamku o niedozwolonej porze!
 - Po pierwsze - ja również jestem Prefektem Naczelnym, a więc mogę poruszać się po zamku o każdej porze. Po drugie -  z tego samego tytułu nie możesz odbierać mi punktów. Po trzecie - tylko zapytałem, co tu robisz, więc nie musisz być aż tak nieprzyjemna. - Uśmiechnął się złośliwie, a ona poczuła, że jeszcze chwila i eksploduje ze złości. 
 - Niech cię szlag trafi! Byłam u Snape'a. Wiesz może, po co? - wysyczała gniewnie.
 - Pewnie chodziło o lekcje Czarnej Magii. .
 - Właśnie. Dobrze ci radzę - nie staraj się mnie upominać, bo może się tak stać, że będziesz miał bardzo nieszczęśliwy wypadek i nikt nie będzie w stanie wyjaśnić, jak doszło do twojego zgonu, jasne?
 - Przeraziłem się - zadrwił. - Z nas dwoje to chyba ja znam więcej czarnomagicznych klątw i trucizn, więc to ty powinnaś się obawiać.
 - Jeśli jeszcze raz ktoś doprowadzi mnie do takiego stanu, to sam Merlin ci nie pomoże, więc to jednak TY masz powody do obaw - warknęła, po czym odwróciła się na pięcie i w kilku krokach wspięła się po schodach.
Draco uśmiechnął się zawadiacko. Doprowadzanie Hermiony Granger do białej gorączki sprawiało mu coraz większą przyjemność. Wiedział, że mimo wszystko w jakiś sposób tworzy to między nimi pewną zażyłość. Nie żeby jej jakoś szczególnie potrzebował, ale znajomość z Granger była całkiem przyjemna, nie wspominając już o tym, jak fascynujące było poznawanie dziewczyny, która jako pierwsza nie uległa od razu jego urokowi.

***
Minerwa krążyła po gabinecie Albusa i surowym wzrokiem spoglądała na swojego przełożonego. W pomieszczeniu panowała cisza przesycona napięciem i oczekiwaniem. Nic w tym dziwnego - wszak Dumbledore tylko czekał na soczystą reprymendę.
 - A więc dowiedziałaś się już, moja droga, że przygotowałem instrukcje dla Harry'ego, Rona i Hermiony?
 - Dowiedziałam się, Albusie - syknęła, zaciskając wargi w wąską linię, co zazwyczaj zwiastowało kłopoty. - Musisz wiedzieć, że bardzo mi się to nie podoba. Powinieneś na nich bardzo uważać. Wiesz przecież ilu mamy teraz w zamku śmierciożerców!
 - I właśnie dlatego przydatna jest każda para rąk do pracy.
 - Jest wiele innych osób, które mogłoby pracować dla Zakonu.
 - Owszem, nie przeczę. Jednak naprawdę tych troje jest mi bardzo potrzebnych, Minerwo. 
 - A to dlaczego? - kobieta stanęła przed jego biurkiem, opierając dłonie na biodrach i spoglądając na niego groźnie.
 - Po pierwsze dlatego, że nic tak nie wdraża w sprawy Zakonu, jak sama w nim praca. Muszą mieć sporo praktyki na wypadek, gdyby sytuacja się pogorszyła.
 - Co to znaczy "gdyby sytuacja się pogorszyła"?
 - Póki co jest spokojnie, Minerwo, ale to się będzie szybko zmieniało. Voldemort chce stwarzać jeszcze pozory politycznej wojny, ale przecież wszyscy wiemy, że szykuje się już do zbrojnych ataków.
 - Chyba nie uważasz, że zamierza napaść na szkołę w najbliższym czasie?  - Przez jej twarz przebiegł cień strachu.
 - Nie. Nie jest jeszcze gotów, by napaść na Hogwart. Jesteśmy najsilniejszym punktem w czarodziejskiej Anglii, więc będzie musiał jeszcze poczekać - powiedział, po czym uśmiechnął się z satysfakcją. Był dumny z Hogwartu. Nigdy nie śmiał przypisywać sobie samemu potęgi tej szkoły, ale jako dyrektor zawsze przedstawiał się z wysoko podniesioną głową. - Wracając do sedna: muszę czymś zająć Harry'ego i jego przyjaciół, zanim podejmą niewłaściwe działania na swoją rękę.
 - Przecież wiedzą, że nie mogą działać bez pozwolenia!
 - Ale nie zdają sobie sprawy, jak ważne jest dziś opanowanie. Obawiam się, że mogłoby dojść do poważniejszych scysji między nimi a śmierciożercami i to mogłoby nam poważnie zaszkodzić.
 - Tak uważasz? - prychnęła.
 - Minerwo, moja kochana, oczywiście zdaję sobie sprawę, że gryfońska natura nie wyklucza rozsądku, ale wolałbym, żeby dostali gruntowne lekcje postępowania ze swoimi emocjami. 
 - Co masz na myśli? - znów zwęziła oczy w taki sposób, jak to robiła, gdy przemieniała się w burą kotkę.
 - A to, że właśnie to będą ich pierwsze instrukcje, Minerwo. 


8 komentarzy:

  1. Nareszcie się doczekałam ;D uwielbiam Hermionę w tym wydaniu, jest bezbłędna. Mam nadzieję, że Draco nie poskromi jej zbyt szybko ;) Pozdrawiam, Madlene23

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A kto przy zdrowych zmysłach próbuje poskromić Gryfonkę ;) Nie, tak łatwo nie dam sobie ugłaskać Hermiony :)
      Pozdrawiam!

      Usuń
  2. Czytam Twoje opowiadanie z zapartym tchem !
    Ciągle mi mało. ;)
    Z niecierpliwością czekam na następne rozdziały !

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miło słyszeć ;)
      A ja z zapartym tchem czekam na to, co wyprodukuje moja chora psychika ;)
      Pozdrawiam serdecznie!

      Usuń
  3. Myślę, że Hermiona zareagowała zbyt gwałtownie co do sytuacji ze Snape'm. Owszem, sama bym się zdenerwowała gdyby ktoś komuś kazał mnie pilnować, ale bez przesady. Oho, Dumbledore ma jakieś plany wobec Złotego Trio. Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Niestety chyba poprzestanę pisania komentarzy pod każdym rozdziałem, bo tak się wciągnęłam, że jak najszybciej chcę czytać dalej : )

    OdpowiedzUsuń
  5. Draco jest dość zainteresowany Hermioną :) podoba mi się to ^^ Albus już coś kombinuje, by zaspokoić Świętą Trójcę :) I nie wierzę, że Granger zdobyła dość sporą ilość ujemnych punktów dla Gryffindoru :D
    Pozdrawiam
    ~ Sandra

    OdpowiedzUsuń