sobota, 25 sierpnia 2012

Rozdział 14

14. No i ostro namieszałam! Trochę szkoda mi Ginny, ale chyba bardziej Pottera. Wycierpiał się chłopak, a wciąż mu ktoś dokłada. Fanki Dracona pewnie mnie teraz przeklną, ale uprzedzałam, że nie będzie miał łatwo. Nie z Gryfonką ;)


Michael wolał się nie zastanawiać, co Zabini ma na myśli, ale Ginny nie zamierzała odpuścić. Wpatrywała się w chłopca z nieskrywaną wrogością i czekała, nie zważając na jego zniecierpliwienie. W końcu Ślizgon zreflektował się i warknął:
 - Na co czekasz, Weasley? Nie żartowałem! Zaraz będzie tu więcej osób!
 - Śmierciożerców, chciałeś powiedzieć - wysyczała gniewnie.  - Nie szkodzi, chętnie sobie popatrzę, kto jeszcze był takim kretynem, by się do was przyłączyć.
 - Waż słowa - nakazał jej poważnym tonem. - I zjeżdżaj stąd! Ani ty ani ja nie chcemy kłopotów!
 - Och, teraz próbujemy sprawę załatwić polubownie, co? - parsknęła szyderczym śmiechem.
 - Ginny, chodź - Mike próbował pociągnąć ją za rękę.
 - Nie - upierała się. Znów zwróciła się do Zabiniego. - To jakieś wasze spotkanie, tak? Dobrze wiesz, że Dumbledore was wytropi! Jeśli będziecie knuli, o wszystkim się dowie, zobaczysz!
 - Nic nikomu nie powiesz - przysunął się do niej bezszelestnie. Teraz stał z twarzą tuż przy jej twarzy i wyglądał naprawdę groźnie. - Ostrzegam cię, że jeśli stąd nie odejdziesz, pożałujesz! - Dziewczyna już zbierała się, by otworzyć usta, by odpowiedzieć mu kolejną groźbą, gdy w korytarzu pojawiło się kilku kolejnych chłopców ze Slytherinu. Jeden z nich najwyraźniej zdecydował, że nie czas na zabawę.
 - Masz w sobie za dużo delikatności, Zabini - rzekł Nott i wyciągnął różdżkę, po czym w dwóch szybkich ruchach posłał ku Ginny i Michaelowi zaklęcia. Oboje padli na posadzkę, uderzając w nią mocno. Zabini spojrzał na leżącą przed nim dwójkę ze strachem.
 - Co teraz?
 - Crabbe, Goyle, zabierzcie ich i ukryjcie gdzieś. Byle daleko stąd. A wy chodźcie - zwrócił się do sześciu innych Ślizgonów. - Chcę wam coś pokazać - oznajmił i cała grupa ruszyła za nim wgłąb zamku.
 
                                                                                      ***
Za kwadrans ósma salon Gryfonów wciąż był pełen ludzi, więc Harry, Ron i Hermiona musieli rzucać na siebie zaklęcia kameleona za drzwiami, czemu Gruba Dama przyglądała się z ciekawością. W końcu, już niewidzialni, ruszyli przed siebie, czując ogromne podniecenie. Żałowali, że nie mogą odzywać się do siebie, bo przecież zdradziliby swoją obecność, a gdyby natknęli się na Umbridge lub Carrowów, musieliby się gęsto tłumaczyć. W końcu jednak dotarli do chimery strzegącej przejścia i wspięli się w pośpiechu po wirujących, spiralnych schodkach wiodących do dębowych drzwi z mosiężną kołatką. Zastukali w nie i usłyszeli łagodne zaproszenie.
 - Wejdźcie, proszę - drzwi otworzyły się i dyrektor usłyszał stukot stóp. Machną w ich stronę różdżką i już stało przed nim troje, w pełni widocznych Gryfonów. - Zajmijcie miejsca - poprosił ich, wskazując trzy fotele przed swoim biurkiem. Bez słowa usiedli i czekali w napięciu.
 - Pewnie się zastanawiacie, dlaczego was tu wezwałem. Niestety, jeśli oczekujecie, że będę was uczył pojedynków i klątw, muszę was rozczarować, choć, prawdę mówiąc, nie sądzę, by takie zajęcia były wam potrzebne.  - Ron skrzywił się nieznacznie, ale nie przerywał. - Istnieje jednak pewna sztuka, która nie zawsze wam wychodzi.
 - To znaczy? - spytał szybko Harry. 
 - Opanowanie. Bardzo trudny kunszt, jeśli chodzi o kogoś w waszym wieku, w dodatku o przykładnie gryfońskiej naturze.
 - I to wszystko? - jęknął zawiedziony Ron. - Będziemy się uczyć opanowania? Takiego zwykłego, mugolskiego opanowania? - Dyrektor roześmiał się krótko.
 - Tak, panie Weasley, takiego zwykłego, mugolskiego, choć być może czasem przydadzą wam się różdżki.
 - Panie profesorze - zaczęła Hermiona, której ten pomysł najwyraźniej przypadł do gustu - czy jest jakiś szczególny powód, dla którego mamy się uczyć opanowania?
- Pomijając profesor Umbridge i Carrowów w szkole - wojna, panno Granger.
 - To będzie coś w rodzaju oklumencji? 
 - Można tak to ująć, choć tym razem będziecie uszczelniać swoje umysły przed negatywnymi emocjami. Jeśli nie macie więcej pytań, możemy zaczynać. - Cała trójka oparła się wygodnie w fotelach. Dumbledore już otwierał usta, by zacząć im coś tłumaczyć, gdy do gabinetu wpadła zdyszana profesor McGonagall.
 - Albusie, prędko! - zawołała.
 - Co się dzieje, moja droga? - spytał z troską. Profesorka obrzuciła troje uczniów smutnym spojrzeniem i powiedziała coś, co bardzo gwałtownie postawiło ich na nogi.
 - Michael Corner i Ginny Weasley są w skrzydle szpitalnym. Ktoś zaatakował ich czarnomagicznymi klątwami.  - Z trzech gardeł wyrwał się zduszony okrzyk, a Dumbledore wstał i szybkim krokiem wyszedł zza biurka. Minę miał bardzo groźną.
- Za mną! - rozkazał, a Harry, Ron i Hermiona wybiegli za nim z gabinetu. Pędzili do szpitala, by jak najszybciej zobaczyć Ginny i oczywiście, ktoś musiał im w tym przeszkodzić.
 - Dobry wieczór, Albusie, Minerwo - Umbridge stanęła na ich drodze z paskudnym uśmiechem. - Dokądś się spieszycie?  A wasza trójka? Co to za nocne wędrówki?
- Jeśli jeszcze nie wiesz, Dolores - rzekł spokojnie Dumbledore - Gryfonka i Krukon zostali zaatakowani w szkole. Właśnie idziemy zobaczyć, w jakim są stanie.
 - A z jakiej racji ta trójka idzie tam z wami? - Hermiona poczuła nagły przypływ dzikiej furii i tylko rozsądek pozwalał jej nie rzucić się na tę mątwę z pięściami. Ginny leżała tam, sama i nieprzytomna, a tej głupiej babie zebrało się na pogawędki!
 - Zaatakowano siostrę pana Weasleya, i przyjaciółkę panny Granger oraz Harry'ego Pottera.
 - Och, doprawdy? A gdzie byliście w tym czasie? - Zwęziła podejrzliwie oczy, sycząc do nich.
 - Chyba nie sądzisz, Dolores - warknęła ze złością McGonagall - że któreś z nich zaatakowałoby tę dziewczynę!
 - Nie można mieć pewności. Warto przypomnieć, że już na piątym roku, gdy tu nauczałam, byli zamieszani w wiele podejrzanych spraw. - Obdarzyła ich słodkim, pełnym obłudy uśmiechem. 
 - Dość tego - warknęła Minerwa - Ci uczniowie są z nami i mają prawo iść do skrzydła szpitalnego!
 - Obawiam się, moja droga, że lekceważysz pozycję Inkwizytora. - Wypięła dumnie pierś i spojrzała w górę na profesorkę, przy której i tak wcale nie wyglądała dumnie, choćby ze względu na różnicę wzrostu. - Pan Weasley może iść zobaczyć się z siostrą, ale pozostała dwójka pójdzie ze mną. 
 - Nie ma mowy! - wrzasnął Harry. - Nie ma pani postaw twierdzić, że coś zrobiliśmy!
 - Jak śmiesz, Potter! - Umbridge zrobiła taką minę, jakby chciała uderzyć go w twarz. - Nie będziesz się do mnie zwracał tym tonem!
 - Więc niech da mi pani szlaban, a teraz idę! - oznajmił i zrobił zaledwie dwa kroki, gdy Umbridge złapała go za kołnierz i pociągnęła do siebie. - Puszczaj! - rozkazał chłopak. Dumbledore kazał Umbridge natychmiast go puścić, McGonagall ryknęła wściekle, a Hermiona spojrzała tęsknie w stronę schodów, wiodących do skrzydła szpitalnego. Nic w tej chwili nie liczyło się dla niej bardziej niż zobaczenie się z Ginny, a potem odnalezienie bydlaka, który jej to zrobił i zamordowanie go gołymi rękoma. Tym bardziej wezbrała w niej nienawiść do Umbridge.
 - O nie - huknęła właśnie Dolores - Potter pójdzie ze mną! Granger też!
 - Ależ - zaczęła groźnie McGonagall.
 - Pani profesor, Ginny - jęknął Ron. Minerwa odpuściła, ale wymamrotała pod nosem coś, co brzmiało niepokojąco podobnie do "głupia krowa". Umbridge chwyciła Harry'ego i Hermionę za ramiona, zamykając je w bolesnym uścisku i poprowadziła ich do swojego gabinetu, tak samo obrzydliwie różowego i upstrzonego koronkami, jak poprzednio. Zatrzasnęła za nimi drzwi i na wstępie zabrała Gryffindorowi dwadzieścia punktów za zachowanie Harry'ego, który dosłownie trząsł się ze złości. 
 - Uspokój się - syknęła kątem ust Hermiona, gdy Umbridge na nich wrzeszczała.
 - Macie mi natychmiast wyjaśnić, jak to się stało, że spotkaliście profesora Dumbledore'a  i profesor McGonagall! - zażądała. Harry już otwierał usta, ale Hermiona go wyprzedziła.
 - Profesor McGonagall przyszła do naszego salonu, żeby powiedzieć o wszystkim Ronowi, a my poprosiliśmy, by pozwoliła nam z nim iść, bo oboje przyjaźnimy się z Ginny. Profesor Dumbledore najwyraźniej na nią czekał.
 - Ha! Mam uwierzyć, że tak po prostu organizują nocne odwiedziny w szpitalu? To nie mogło zaczekać do rana?
 - Nie, jeśli Ginny została zaatakowana CZARNOMAGICZNĄ klątwą! - wycedził z wściekłością Harry.
 - Ha, ha! - roześmiała się sztucznie Umbridge. - Na terenie TEJ szkoły? Chyba sobie żartujesz, Potter! Znów pragniesz skończyć, jako mitoman?
 - Pragnę przypomnieć, że kiedy mówiłem o powrocie Voldemorta, okazało się to prawdą!
 - Potter! Nie wymawia się tego nazwiska!
 - Nie boję się go.
 - Co nie oznacza, że możesz go używać! Wydaje ci się, że jesteś potężnym czarodziejem, bo uszedłeś z życiem, jako niemowlę, ale to nie czyni cię kimś wyjątkowym! Poza znaną blizną na czole nie masz niczego, coby cię upoważniało do uważania się za odmieńca - mówiła i widziała, że każde słowo uderza w niego z siłą kuli armatniej. Oczywiście, wiedziała, że Harry już niejednokrotnie wygrał z Voldemortem, ale nie przepuściła żadnej okazji, by go zranić. Chłopak zaczął dygotać na całym ciele, a szklane przedmioty w jej gabinecie zatrzeszczały złowieszczo, nie wytrzymując nadmiaru magii. Hermiona poczuła się do obowiązku wesprzeć go i chwyciła pod biurkiem jego rękę, mocno zaciskając na niej palce. Po chwili poczuła równie mocny uścisk na swojej dłoni.
 - ... tak więc, zrozum, Potter, że nie pozwolę ci wkraczać w drogę Ministerstwu, które, w przeciwieństwie do ciebie, NAPRAWDĘ może ocalić nasz świat.
 - Ministerstwo jest zaszczute przez śmierciożerców i pani dobrze o tym wie - mruknął spokojnie, choć w środku nadal był wściekły. Umbridge znów zaczęła tyradę, ale Harry nie chciał jej już odpowiadać. Prawdę mówiąc nie słuchał jej wcale, bo całą swoją uwagę skupił na swojej dłoni, która spoczywała na dłoni Hermiony. Choć brzmi to co najmniej śmiesznie  -czuł się źle z tym, jak dobrze się czuł. Powinien rozgraniczać przyjaźń i... i inne uczucia, a tymczasem ręka Hermiony stała się dla niego wyznacznikiem szczęścia. Czuł, że tak długo, jak będzie blisko niej, tak długo będzie w stanie się opanować.
Hermiona poczuła niewymowną ulgę, czując, jak oddech Harry'ego staje się bardziej wyrównany. Wiedziała już, że sytuacja jest opanowana. Niestety było coś, co napawało ją niepokojem i tym czymś była właśnie jego dłoń. Zupełnie bezwiednie porównywała jego dotyk do dotyku zupełnie innej osoby. Niechcianej, niepotrzebnej w  jej życiu. Do dotyku Dracona. Tak, to był zupełnie inny dotyk. Bez dziwnych wibracji i drżenia, ale prawie tak samo... tajemniczy. Prawdę mówiąc gdzieś podświadomie stęskniła się już za delikatnym dotykiem Ślizgona... Bzdura! - skarciła sama siebie. - Wcale za nim nie tęsknię!
 Minęła ponad godzina, nim Umbridge uznała, że nasłuchali się wystarczająco dużo i mogą wrócić do swojej wieży. Dość nieprzytomnie wyszli z jej gabinetu, zupełnie zapominając, by uwolnić swoje dłonie z uścisków. Żadne z nich nie miało także zamiaru udać się do sypialni - od razu skierowali się do skrzydła szpitalnego. Nie mogli wiedzieć, że gdy tylko wspięli się na górę, zza filara obserwowała ich para smutnych, szarych, zimnych oczu.

9 komentarzy:

  1. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  2. świetny blog, bardzo przyjemnie się go czyta :)
    też piszę dramione, jak będziesz miała czas, to zapraszam.
    http://www.weshipdramione.blogspot.com/ .

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zaraz sobie odpalę Twojego bloga :)
      Miło słyszec dobrą opinię ;)

      Usuń
  3. Hej wój blog jest boski zaczęłam czytać go od nie dawna ale przyznaję się że sevmione przeczytałam całe i było pierwszym które mi się spodobało... mogłabyś mnie powiadomić o nowych rozdziałach na moim blogu : pierwsza-milosc-mlodych-potterow.blog.onet.pl też o tematyce Hp pisze go z koleżankami lub na moim prywatnym blogu :http://nienormalne-zycie-normalnej-dziewczyny.blog.pl zapraszam tez do czytania :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że Ci się podoba :) Będę Cię powiadamiac na Twoim prywatnym blogu :)

      Usuń
  4. Co za głupia suka z tej Umbridge! Oho, Harry czuje szczęście przy Hermionie. Pachnie mi to romansikiem xd

    OdpowiedzUsuń
  5. Ppdoba mi sie para Potter i Granger! :D

    OdpowiedzUsuń
  6. NOOO nie!! Czemu Ty lubisz tak psuć całą zabawę?! Draco widział ich trzymających się za ręce... Kiedy Hermiona powiedziała, że tęskni za jego dotykiem... I głupia Dolores, nie lubię krowy... Zaraz sama się nie będę potrafiła opanować xD
    Pozdrawiam
    ~ Sandra

    OdpowiedzUsuń