środa, 12 września 2012

Rozdział 16


16. Bardzo Was przepraszam za długą przerwę.Przepraszam też za brak odpowiedzi na komentarze. Nadrobię to ;)  Rozdział jest wprowadzeniem do dalszej akcji, ale i do rozwoju relacji Hermiony i Dracona. Mam nadzieję, że uda mi się teraz szybciej coś dla Was wyskrobać na klawiaturze ;) Pozdrawiam!


Mogła się spodziewać chóralnego "gdzie ty byłaś?!" , gdy tylko przekroczyła wejście do salonu Gryfonów. Harry i Ron czekali na nią, wyraźnie poirytowani zniknięciem przyjaciółki. Hermiona nie była zaskoczona. Prawdę mówiąc - wiedziała doskonale, co teraz nastąpi. Długa, płomienna lista przypuszczeń i oskarżeń na temat winy Dracona, Crabbe'a i Coyle'a. Nie odpowiadając na pytanie, zajęła miejsce w fotelu przy kominku.
 - Płakałaś - zauważył Harry, którego wzrok szybko złagodniał.
 - Nieważne. Chcieliście mi coś powiedzieć, tak?
 - Właściwie... zapytać - powiedział Ron. - Kogoś podejrzewasz?
 - Posłuchajcie mnie - zaczęła rzeczowym tonem. - Zanim zaczniecie jeden przez drugiego wykrzykiwać zarzuty pod adresem Malfoya i jego kumpli, powinniście się zastanaowić nad najbardziej racjonalnymi możliwościami. - Chłopcy, którzy znali ten wszystkowiedzący ton od przeszło sześciu lat tylko przewrócili oczami.
 - Najbardziej racjonalnymi, czyli jakimi?- spytał z przekąsem Ron.
 - Czyli takimi, które mogły mieć miejsce w rzeczywistości.  Ataki śmierciożerców spoza szkoły, pojedynek i tym podobne wykluczamy.
 - A niby dlaczego wykluczamy pojedynek?
 - A dlatego, że Ginny i Michael zostali trafieni tą samą klątwą, jeśli wierzyć oględzinom pani Pomfrey. Mało prawdopodobne, by podczas pojedynku napastnikom udało się rzucić tę samą klątwę.
 - Dlaczego? - dopytywał się Harry.  - Skoro rzucili ją śmierciożercy, może znają te same zaklęcia.
 - Nie mamy pewności, że rzucili je śmierciożercy.
 - A niby kto inny? - prychnął gniewnie rudowłosy, ale Hermiona uciszyła go jednym spojrzeniem.
 - Trwa wojna. Nie możemy pozwolić sobie na pochopne oskarżenia i domysły. Jeśli chcemy się dowiedzieć, kto zaatakował Ginny, zacznijmy używać mózgu i działać stopniowo. To chyba jasne, że jeśli narobimy zamieszania, sprawca będzie się tym lepiej chronił. - Ron już otwierał usta, by zaprotestować, ale Harry go powstrzymał.
 - Chyba powinnaś odpocząć - rzekł, patrząc na jej zmęczoną twarz i oczy zaczerwienione od płaczu. Chyba to samo zauważył Ron, bo wypalił nagle:
 - No a właściwie gdzie byłaś, kiedy wyszłaś ze skrzydła szpitalnego?
 - Ja... - zająknęła się i spojrzała na nich. Nie znosiła kłamać i tym razem też wolałaby kłamstwa uniknąć. - Musiałam się przejść, pobyć trochę w samotności...
 - I gdzie zawędrowałaś? - drążył Weasley, teraz podejrzliwie zwężając oczy. 
 - Czy to ważne?
 - Tak, ważne. - Wypiął pierś i wyglądał, jakby chciał jej zafundować kazanie pełne oburzenia. - Chciałbym wiedzieć, gdzie znikasz, kiedy twoja przyjaciółka leży półżywa w szpitalu!
 - Przecież już ci powiedziałam, że potrzebowałam chwili spokoju! Właśnie dlatego, że wiedziałam, co nastąpi, gdy tylko znajdziemy się sami, musiałam opóźnić spotkanie z wami, rozumiesz? !
 - Ach tak! Więc uważasz, że...
 - Ron, daj spokój. - Harry poklepał Rona po ramieniu, a Hermiona spojrzała na niego z wielką wdzięcznością. Właśnie dowiedziała się, że ma się uczyć samokontroli, co w przypadku bycia przyjaciółką Harry'ego i Rona jest bardzo trudne, że Ginny jest ledwo żywa w szpitalu, a do tego Malfoy ją pocałował! Nie miała sił na nic innego i jedyne o czym marzyła, to wygodne łóżko, w którym mogłaby wreszcie odetchnąć.
Niestety - sypialnia i ciepła pościel nie zdały egzaminu. Przez całą noc nie zmrużyła oka i rano wciąż czuła się paskudnie, jak zeszłego wieczoru. Humoru nie poprawił jej widok Dracona, gdy wchodziła do Wielkiej Sali. Nie sądziła, że się do niej uśmiechnie i powita, jak starego przyjaciela, ale miała nadzieję, że chociaż spróbuje z nią porozmawiać. Przeliczyła się. Draco jak zwykle jedynie obrzucił ją pogardliwym spojrzeniem, a potem odszedł razem z grupką innych Śizgonów do swojego stołu. Gdy i ona zajęła swoje miejsce pomiędzy Harrym i Ronem, usilnie starała się na niego nie patrzeć. Prawie jej się to udało. Prawie, bo ich spojrzenia przecięły się na kilka sekund trwających w ich mniemaniu godziny.
Hermiona, jako rasowa Gryfonka postanowiła przybrać pozę dumnej obojętności. Draco zaś miał nieprzeniknione spojrzenie, w którym jednak tliło się coś na kształt desperacji. Bardzo chciał powstrzymać to uczucie, ale nie mógł. Po tym, co się stało wczoraj, czuł nieodpartą potrzebę, by jeszcze raz się blisko niej znaleźć i tak samo pilną, by zrzucić winę na kogokolwiek za to, jak okazał się słaby. Mimo jej zapewnień wciąż nie zapomniał, jak widział ją z Potterem trzymającym ją za rękę. I nagle zdał sobie sprawę, jak bardzo nienawidzi tego durnia. Jeszcze bardziej, niż kiedykolwiek.
Jego bystre spojrzenie szybko przeniosło się na Harry'ego i z pełną nienawiścią zatrzymało się na zielonych tęczówkach. Chłopak nie mógł tego nie zauważyć. Odwzajemnił pełne rządzy mordu spojrzenie.
 - To on - wypalił nagle.
 - Co? - spytali równocześnie Ron i Hermiona.
 - To Malfoy zaatakował Ginny i Michaela.
 - Harry, prosiłam cię, żebyś...
 - Spójrz - wskazał delikatnie palcem na Malfoya. - Widzisz tę złość na jego twarzy? Spojrzał na mnie zupełnie tak, jakby mu przeszkadzał fakt, że Ginny wciąż żyje. Może myśli, że to my ją znaleźliśmy w jakimś korytarzu, że udało nam się ją odratować.
 - Malfoy nie mógł tego zrobić - powiedziała stanowczo.
- A ty znowu swoje...  - Ron przewrócił oczami.
 - Mówię, że nie mógł tego zrobić, bo jego zaskoczenie było zbyt autentyczne, gdy się dowiedział, co się stało z Ginny! Nawet on nie potrafi tak świetnie grać - wysyczała gniewnie.
 - Ha, dobre sobie! - żachnął się rudowłosy. - Ma warsztaty u Snape'a.
 - Zaraz - Harry'ego najwyraźniej zainteresowało coś innego.  - Skąd wiesz, że Malfoy był zaskoczony, gdy dowiedział się o Ginny? - Zapadła chwila bardzo kłopotliwej ciszy. Chłopcy wwiercali w nią wyczekujące spojrzenia, a ona z każdą chwilą czuła się coraz gorzej.
 - Ja... sama mu o tym powiedziałam. Spotkałam go wczoraj, kiedy wyszłam ze szpitala.
 - Chcesz nam powiedzieć - zaczął Ron z taką iskrą w oczach, że prawie się przestraszyła - że podczas gdy my zamartwialiśmy się o Ginny i ciebie, ty siedziałaś sobie gdzieś z Malfoyem, tak?
 - Spotkałam go przez przypadek! - próbowała się bronić.
 - Bardzo ciekawy przypadek! Nie wiem, co się z tobą dzieje, Hermiono, ale chyba mocno uderzyłaś się w głowę! Pogadaj z nami, jak już wszystko będzie z tobą w porządku. Chodź, Harry, zaraz zacznie się Transmutacja - dokończył i razem z Harrym wstali od stołu. Gdy odchodzili, Harry rzucił jej spojrzenie pełne zawodu, które spowodowało, że poczuła się tak, jakby ktoś z całej siły uderzył ją w twarz. Już dawno nie było jej tak ciężko i już dawno nie czuła się tak samotna. Miała tylko nadzieję, że przejdzie im i będzie mogła na nich liczyć. Mocno zacisnęła zęby - nie może sobie teraz pozwolić na taką burzę humorów. Musiała być w pełni skoncentrowana. Mimo wszelkich przyziemnych problemów, najważniejszym z nich wciąż pozostawał fakt, że w świecie czarodziejów trwa wojna, a oni są w samym jej centrum.

3 komentarze:

  1. Świetny rozdział. Współczuję Hermione, ma ciężki orzech do zgryzienia. Nie mogę się doczekać, co dalej między Hermioną i Drago. Czekam na kolejne rozdziały.

    OdpowiedzUsuń
  2. czekam z niecierpliwością na nowy rozdział:) zakochałam się z tym opowiadaniu i powoli zabieram się za czytanie innych Twoich opowiadań:) jeśli będziesz miała chęć i chwilę czasu zapraszam do zapoznania się z moim autorskim opowiadaniem http://hey-its-me-emily.tumblr.com/
    wprawdzie rozpoczęłam i chwilowo zakończyłam jego pisanie 2 lata temu, jednak dopiero niedawno doszłam do wniosku, że chcę je pokazać innym - chociażby po słowa szczerej krytyki, która na pewno pomoże mi w ulepszeniu siebie i swego pisania:) pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Harry i Ron ją zostawili... Jak mogli ją zostawić tak samą, Harry za szybko ocenia Malfoy'a, a Draco po prostu go nie lubi xD Biedna Hermiona, rzucają się tak na nią a ona potrzebuje wsparcia...
    Pozdrawiam
    ~ Sandra

    OdpowiedzUsuń