czwartek, 22 listopada 2012

Rozdział 25


      25. Obiecałam coś fajnego i mam nadzieję, że tak wyszło ;) Szkoda mi Hermiony, ale wojna to nie zabawa. Kiedyś musiał powstać taki rozdział. Tak, moi mili - od teraz zaczynamy zajmować się tym całym koszmarem na poważnie. Pisane do tej piosenki


Pędzili na złamanie karku w stronę wejścia frontowego, a Ron miał wrażenie, że wejście oddala się z każdym krokiem. Ginny biegła najszybciej, wciąż płakała. Ostre wdechy powietrza boleśnie wkradało się w jej płuca, powodując, że upadła. Trwało to tylko moment - zaraz podniosła się i biegła dalej, nie zważając na okrzyki brata. Pęd powietrza osuszył wcześniejsze łzy, ale wciąż napływały nowe. Tragedia. Znów tragedia. Kolejne zło,  które dotknęło ich rodzinę.
  W holu natknęli się na osobę, której nie chcieli spotkać ponad wszelką miarę. Umbridge schodziła właśnie ze schodów w swojej różowej garsonce i szybko dostrzegła biegnącą w jej stronę trójkę Gryfonów.
 - A dokąd to państwo...
 - Petrificus totalus! - wrzasnęła Ginny, nim Dolores zdążyła cokolwiek zrobić.
- Ginny! - wrzasnął przerażony Ron, ale ona tylko przeskoczyła nad sztywnym ciałem czarownicy. Teraz był już pewien, że zemdleje. Jeśli Ginny zostanie złapana, to koniec. Zamkną ją gdzieś, albo wywiozą i zabiją.
 Nie zauważył nawet, że coraz mocniej ściska rękę Parvati i choć sprawiało jej to ból, nie pisnęła nawet słowem. Trzymała jego dłoń i nie miała zamiaru puścić.
 W końcu dotarli do celu. Przed posągiem skrzydlatej chimery czekał na nich Snape, który szybko zagarnął ich do środka. W gabinecie dyrektora byli już Harry, Hermiona, zapłakana pani Weasley i Fleur obejmująca teściową, także łkająca. Przy oknie stał Dumbledore, na którego krzyczała McGonagall. To do razu uderzyło Rona. Musiało stać się coś poważnego.
 - Minerwo - mruknął jadowicie Snape - chyba pora, by dyrektor wyjaśnił zaistniałą sytuację. - Zaraz po jego słowach zapadła cisza, przerywana łkaniem Molly, Fleur i Ginny.
 - Gdzie jest tata? Ginny wspominała coś o tacie i Billu - powiedział zaraz Ron.
 - Panie Weasley, proszę usiąść - poprosił spokojnie Dumbledore.
 - Nie chcę siadać! - krzyknął chłopak. - Co się stało z tatą i Billem?! - Matka spojrzała na niego z ogromnym smutkiem. Nie... przecież nie mogli nie żyć!
 - Twój ojciec i Bill mieli patrol na ulicy Pokątnej, ale doszło do zamieszek. Stanęli w obronie dwóch młodych kobiet i zostali rozpoznani przez śmierciożerców. Jeden z nich trafił twojego tatę zaklęciem oszałamiającym i gdyby nie interwencja Billa... W każdym razie Bill walczył sam przeciw trzem śmierciożercom, potem pomógł mu ktoś z tłumu, ale uciekł po kilku zaklęciach. Prawdopodobnie chciał wziąć otumanionego Artura i teleportować się z nim do domu, ale nie zdążył, bo jeden z ci dranie chwycili go za rękaw płaszcza i przenieśli się razem z nimi. Nie chciał ryzykować, aportowali się przed bramą Hogwartu, bo liczył na pomoc z naszej strony, ale nie zdążyliśmy na czas. Twój tata leży ranny w skrzydle szpitalnym, ale Bill... musiał uciekać. Biegł w stronę Zakazanego Lasu, a oni za nim. Oczywiście wysłałem już aurorów, by...
 - To znaczy, że Bill jest w Zakazanym Lesie z bandą śmierciożerców, ranny i wycieńczony?! - wrzasnął Ron, nie mogąc uwierzyć w bezmyślność tych wszystkich ludzi. Dlaczego nikt nic nie robi?
 - Panie Weasley, spokojnie.  Robimy wszystko, co w naszej mocy.
 - Znam to wszystko, co w waszej mocy! - wykrzyczał i wypadł z gabinetu, jak strzała.
 - Weasley, dokąd! - Snape spróbował złapać chłopaka za łokieć, ale nie zdążył.
 - RON! -  wrzasnęły naraz Molly, Ginny, Fleur i Hermiona.
 - Chodź! - Harry pociągnął Hermionę za rękę i nim dziewczyna zorientowała się, co się dzieje, biegli już korytarzem. Zdrętwiała ze strachu. Miała wrażenie, że jej serce stanęło.
 - Różdżki! - pisnęła nienaturalnie cienkim głosem. Biegnąc, potrąciła kogoś ramieniem. Nie spojrzała, kogo, ale ten ktoś najwyraźniej ją znał. I biegł równie szybko, tyle, że w kierunku gabinetu dyrektora.
 - Hermiona?! - zawołał za nią. Nie miała czasu obejrzeć się za siebie.
 - Szybciej! - ponaglał ją Harry. Biegli tak szybko, że zapierało im dech w piersiach, a ktoś deptał im po piętach. Rona stracili z oczu już jakiś czas temu i bardzo się bali. Był teraz sam, zapewne już gdzieś na błoniach i w każdej chwili mogło go trafić mordercze zaklęcie.
 - Hermiona, nie rób tego!  - dopiero teraz rozpoznała głos Dracona.
 - Nie słuchaj go! - krzyczał Harry. Jej jaźń rozrywała się na dwie części. Była oszołomiona, nie miała pojęcia, co się dzieje. Slyszała za nimi więcej kroków, nie wiedziała, czy wrogów, czy przyjaciół.
 - Potter, ty idioto! - krzyczał Draco, dopadając ich na błoniach.  - Zostaw ją! Będzie ich więcej, zginiecie! - Harry uderzył Ślizgona z pięści w twarz, tak, że Malfoy musiał na chwilę stracić kontakt z rzeczywistością. Tymczasem Harry był otumaniony upadkiem. A więc została sama. Słyszała tylko swój ciężki oddech i krew szumiącą w uszach. Gdzieś w dali mignęła jej sylwetka Rona, więc bez namysły pobiegła za nim.
 Może bieg trwał kilka minut, może kilka dni, ale w końcu znalazła się na skraju lasu. Nie spodziewała się, żę już na wstępie koło głowy świśnie jej zaklęcie. Przestraszyła się i zareagowała instynktownie. Najpierw zaklęcie tarczy, potem zaraz oszałamiające. I cała seria atakujących. Wolna przestrzeń pomiędzy drzewami  rozjarzyła się świetlistymi grotami zaklęć i wybuchów oraz płomieniami płonących drzew. Dostrzegła wreszcie jedną zamaskowaną postać, celującą w Rona. Machnęła różdżką, a napastnik zawył z bólu. Spod maski trysnęła krew.
 - Ty mała, szlamowata dziwko! - krzyknął i sam posłał ku niej czarnomagiczne klątwy. Z wielkim trudem je odparła. Potem znikąd pojawił się jeszcze jeden śmierciożerca. Ogarnął ją paniczny strach, a może szał bitewny... Miała wrażenie, że jej magia sama wędruje do różdżki, że nie kontroluje tego, co robi. I ów stan doprowadził do tego, czego bała się najbardziej na świecie. Czego nigdy nie chciała robić.
 - Avada Kedavra! - krzyknęła. Huknęło, błysnęło zielone światło. Usłyszała czyjś krzyk, a potem gałąź łamiącą się z trzaskiem. Postać w czarnych szatach padła ciężko na ziemię, ale została druga, wciąż walcząca. Jednak Hermiona nie była w stanie się poruszyć, odezwać, czy choćby odetchnąć. Zabiła człowieka. Ona, która miała strzec dobra i bronić wolności. Odebrała życie. Jest mordercą. Chyba cud sprawił, że przez ten czas, gdy stała tak, kompletnie oszołomiona, nie została zabita. Potem jednak nie cud, a czyjeś zaklęcie sprawiło, że jej drugi napastnik również odleciał ze świstem do tyłu. A ona zamiast uciekać, walczyć, szukać rannego Billa, upadła na zimną ziemię, tuż obok martwego ciała śmierciożercy i klęcząc wyła z bólu. Drzewa, las, ogień, powietrze... wszystko zniknęło. Była w amoku. Jak pijana, zupełnie nie zdająca sobie sprawy z istnienia rzeczywistości.
 Czyjeś zimne ręce ciągną ją do góry. Ktoś głośno krzyczy. "On tu jest, strasznie krwawi!" To pewni o Billu. Normalnie byłaby już przy nim, ale teraz... Po co miała tam być? Wojna się skończyła, czas się skończył, świat się skończył. Dla niej. Zabiła człowieka.
 On przytula ją mocno. Bardzo mocno. Poznałaby wszędzie ten zapach. 
 - Draco... - szepnęła, a potem z jej oczu potoczyły się długie strugi łez.
 - Już dobrze, to koniec - zapewniał, gładząc dziewczynę po plecach. - To już naprawdę koniec. Nic ci nie grozi.
 - Zabiłam...
 - Walczyłaś. Cicho, nie myśl o tym, nie patrz. Już wszystko dobrze, kochanie. Nikt więcej nie zginie, słyszysz? - Zupełnie nie dbali o to, że wokół jest już pełno ludzi, że patrzą na nich. Że ktoś zaraz zorientuje się, jak zginął ten śmierciożerca. Jej ofiara.
 - Zabierz ją stąd - nakazał ostrym głosem Snape.  - Do mojego gabinetu.
 - Ale...
 - Natychmiast! - wycedził Severus. Draco wziął Gryfonkę na ręce, bo nie była w stanie iść. Snape rzucił na nich zaklęcie kameleona i kazał czekać na siebie. Było im wszystko jedno. Oboje czuli się tak, jakby ktoś wyjął ich z czasoprzestrzeni. W tej chwili mieli tylko siebie i nie chcieli nikogo więcej.

6 komentarzy:

  1. Piękne i takie prawdziwe.
    Czekam na dalsze losy :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Piękne ! :D KOcham ! więcej , więcej , więcej ! *_*

    OdpowiedzUsuń
  3. Podoba mi sie ten rozdzial ale jest stanowczo za krotki ;3 czekam na wiecej ^^

    OdpowiedzUsuń
  4. Współczuję Hermione. To musi być straszne uczucie. Rozdział piękny, ale smutny. Niestety jak to w życiu- nie może być za wesoło ;) Czekam na kolejny rozdział.

    OdpowiedzUsuń
  5. Boże moje serce zawyło z bólu tak jak Hermiony,kiedy to przeżywała, to nie może być łatwe... czekam na dalsze ich losy, dobrze w ogóle, że był przy niej Draco ;)
    Pozdrawiam
    ~ Sandra

    OdpowiedzUsuń