poniedziałek, 3 grudnia 2012

Rozdział 26

26. Mówiłam już, że uwielbiam filozoficzne rozdziały? A zwłaszcza kocham filozofię Severusa S, choć w tym opowiadaniu zrobiłam ją inną, niż w każdym innym do tej pory. Zazwyczaj było tak, że Snape mimo wszystko brzydził się własnymi czynami i tylko grał twardziela, a tu... cóż, przeczytajcie ;)

P.S. Bardzo proszę o kliknięcia w ankietę, jakakolwiek nie byłaby Wasza odpowiedź. To pomoże mi się zorientować, ile osób w ogóle zamierza podejść do konkursu. Z góry dzięki!


Gabinet wydawał jej się o wiele bardziej ciemny, zimny i ponury niż kiedykolwiek przedtem. Nie, żeby miejsce pracy profesora Eliksirów komukolwiek kojarzyło się z czymś dobrym, ale teraz jego przytłaczająca aura znacznie się pogłębiła. Mimo otulających ją ciepłych ramion młodego Ślizgona, Hermiona czuła tylko przenikliwe zimno. Żadne z nich się nie odzywało, bali się nawet odetchnąć głośniej, jakby najdrobniejsze drgnięcie powietrza miało spowodować wybuch. Dziewczyna nie była pewna, czy właśnie tak by się nie stało i właśnie zaczęła prosić wszelkie bóstwa o wieczną ciszę, gdy drzwi otworzyły się z hukiem, a do środka wkroczył Snape z kamienną, jak zwykle pozbawioną emocji twarzą.
 - Malfoy, wynocha. Granger, siadaj przed moim biurkiem - rozkazał.
 - Zostanę z nią! - warknął Draco. Snape tylko skrzywił się teatralnie, po czym złapał chłopaka za kołnierz i dosłownie wywlókł z pomieszczenia, bo Draco stawiał opór. Gdy jednak znalazł się poza gabinetem, drzwi zostały zaryglowane, a on sam zajął miejsce po przeciwnej stronie biurka.
 - Czego pan ode mnie chce? - spytała słabym, zachrypniętym głosem. Normalnie nigdy nie odważyłaby się na takie pytanie, ale teraz gdzieś miała furię czy gniew Snape'a.
 - Widziałaś jego twarz? Słyszałaś głos, krzyk, nazwisko, cokolwiek? - dopytywał się bezlitośnie. Nie musiała pytać, o kogo chodzi. Pytał o człowieka, którego zabiła.
Po chwili milczenia skinęła głową. Właśnie w tej chwili rozbrzmiał w jej głowie po stokroć głośniejszy, prawie otępiający krzyk mordowanego człowieka. Przez głowę błyskawicznie przewinęły jej się, niczym klatki z filmu, wszystkie sceny rozgrywające się w Zakazanym Lesie. Zacisnęła usta, by nie płakać, nie odrzeć się z godności jeszcze bardziej.
 - Pamiętasz całe zdarzenie, czy tylko chwilę, w której go zabiłaś? Wiesz, po co biegłaś do tego lasu?
 - Wiem - wycedziła. - Bill potrzebował pomocy.
 - A więc byłaś tam w słusznej sprawie. Z kim tam biegłaś, kto wam o tym powiedział? Pamiętasz to?
 - Pamiętam  - warczała coraz groźniej.
 - Tego śmierciożercę ktoś kazał ci zabić, czy zrobiłaś to z własnej woli?
- Niech pan przestanie! - krzyknęła, zrywając się z miejsca. Wzrok przesłoniła jej mgiełka załzawionych oczu. Miała ochotę stąd wybiec i jak najszybciej znaleźć się daleko, daleko stąd. W osamotnieniu i całkowitej ciemności.
 - Siadaj i nie histeryzuj. - Machnął różdżką i dziewczyna z powrotem znalazła się w fotelu przed biurkiem.  - Myślałaś, że to będzie piknik na błoniach, Granger? Wszyscy chcieliście przystąpić do Zakonu, wszyscy zaklinaliście się na wszelkie świętości, że zdajecie sobie sprawę z tego, co to znaczy uwięzić, zniszczyć życie, zabić, a teraz co? Pękacie jak małe dzieci przy jednej klątwie uśmiercającej.
 - ZABIŁAM CZŁOWIEKA! - wrzasnęła wreszcie. Musiała. Czuła, że jeśli tego nie zrobi, coś wewnątrz niej pęknie. Doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że Snape celowo ją prowokuje, że chce, aby wyrzuciła z siebie wszystkie uczucia. Nie pomyliła się - wyciskał z niej wszystko, co mógł.
 - Wiem, nie musisz o tym powiadamiać całego Hogwartu. Przypominam ci, że ktoś, kto sądzi, że zabijanie to abstrakcja, a bierze udział w wojnie, jest głupcem. Mam nadzieję, że teraz zdajesz sobie już sprawę z wagi ludzkiego życia.
 - A raczej z wagi jego niszczenia - szepnęła, ostatkiem sił powstrzymując potok łez. Nigdy by siebie o to nie posądziła, ale zaczęła z własnej woli rozmawiać ze Snapem. - Od jakiegoś czasu o tym myślałam, przygotowywałam się na fakt, że w końcu kogoś zabiję, ale to było zbyt niespodziewane. Zadziałał jakiś cholerny impuls, jakiś...
 - Nie, Granger - przerwał jej spokojnie. - Zaklęcie Avada Kedavra udaje się rzucić w dwóch przypadkach:  jeden to bezgraniczna nienawiść i chęć mordu, druga to instynkt przeżycia i paniczny strach przed śmiercią. Jesteś młoda, masz prawo się tego bać. To dlatego zabiłaś człowieka. Nie daj sobie wmówić, że to, co zrobiłaś, było słuszne, albo, nie daj Merlinie, chwalebne. Popełniłaś największe z możliwych plugastw, ale to było konieczne, żebyś żyła. Żebyś ocaliła życie komuś, kto w przyszłości  natknąłby się na tego śmierciożercę. To mógłby być Weasley, jego rodzeństwo, Potter, albo ktoś z twojej rodziny, rozumiesz?
 - Rozumiem - odpowiedziała, o dziwo naprawdę starając się wziąć do serca jego słowa. - Teraz boję się bardziej niż wtedy. Straciłam przyjaciół. Harry i Ron... nie mam prawa być na nich zła, jeśli się ode mnie odwrócą. Będą próbowali dowieść, że są ze mną mimo wszystko, ale...
 - Ale zejdź na ziemię. Potter i Weasley przybiegli tu i prawie siłą musiałem ich odwieść od pomysłu wtargnięcia tutaj. - Dziewczyna poniosła na niego załzawione oczy. Naprawdę była zdziwiona i to w jakiś sposób poruszyło Snape'a, choć, rzecz jasna, nie dał tego po sobie poznać. Możliwości były dwie: albo tak mocno zawiedli jej zaufanie, albo po zabójstwie jej samoocena spadła do zera absolutnego. - Tak, są za drzwiami i wypuszczę cię stąd pod jednym warunkiem.
 - Tak? - spytała, traktując to całkowicie poważnie.
 - Cokolwiek by się nie działo, jakkolwiek źle byś się nie czuła i o którejkolwiek byłoby to porze, gdyby jakiś durny pomysł przyszedł ci do tego kudłatego łba, masz natychmiast znaleźć się przy Potterze, Weasleyu, Draconie albo przy mnie, zrozumiano?
 - Tak, profesorze - odpowiedziała, starając się trzymać pion. - Mam jedno pytanie. Dlaczego miałam rozmawiać właśnie z panem?
 - Bo mam spore doświadczenie w odbieraniu życia, bo robię to automatycznie, bo jako jedyna osoba w tym zamku nie zachowuję się po wszystkim jak idiota i wiem, że mogłem ci pomóc - wyrecytował. Po plecach Hermiony przeszedł dreszcz. Spojrzała na jego wiecznie zimną twarz i zrozumiała - właśnie to dzieje się z człowiekiem, gdy zabija. Gdy ciągle czyni zło, wbrew sobie czy też zgodnie z własnym sumieniem. - Możesz wyjść - powiedział. Skinęła mu, dziękując tym samym i wyszła. Ledwie przekroczyła próg, impet, z jakim wpadli na nią Harry i Ron omal nie zwalił jej z nóg.
 - Już wszystko dobrze.
 - Nic się nie martw, poradzimy sobie.
 - Dobrze się czujesz?
 Mówili na zmianę. Zamknęła oczy. Chciała ich objąć, ale jej ręce omdlały z nadmiaru wrażeń. Jednego dnia poznała zupełnie różne, skrajne uczucia. Tego było za wiele. Jeszcze chwila, a zwyczajnie by zemdlała.
Gdy po kilku minutach żelaznego uścisku przyjaciele odsunęli się, Draco zajął ich miejsce, pod obstrzałem bacznych, nieprzychylnych spojrzeń. Właśnie dlatego, by dać jej czas i nie dokładać dziś rozterek pocałował ją tylko w zimne usta.
 - Kocham cię - szepnął i oddalił się. Nie zdążyła nawet uchwycić momentu, w którym zniknął jej z pola widzenia. Ale nie chciała tego widzieć.
 - Chcesz iść do pokoju wspólnego? - spytał nieśmiało Ron.
 - A może odprowadzić cię do skrzydła szpitalnego? - zaproponował Harry, który mimo sytuacji poczuł gniew. Na Malfoya, oczywiście.  Jego nie powinno być w tej scenie. On tu nie pasował. Hermiona powinna być jego. To znaczy... ich. Bo byli nierozłączni od ponad sześciu lat.
- Nic mi nie jest - odparła. - A co z Billem? Ktoś jeszcze jest ranny?
 - Zostaw to - powiedział Ron. - Na pytania przyjdzie jeszcze czas. Teraz musisz od wszystkiego odpocząć. Daj sobie czas, Hermiono.

5 komentarzy:

  1. cześć :) Jako, iż przeczytałam twoje wszystkie notki, w jakieś 3 godziny i niedawno dopiero skończyłam, muszę ci przyznać,że strasznie, ale to strasznie urzekło mnie twoje opowiadanie. Nie mogłam oderwać się ani na sekundę. Mój mózg teraz pracuje na wysokich obrotach, więc możliwe,że komentarz nie będzie wyglądał tak jakbym chciała ;D
    Normalnie, napisałabym ci , co najbardziej podoba mi się w twoim blogu, itd, ale szczerze, wolę się skoncentrować na ostatnich rozdziałach. A w szczególności na 2 ostatnich, które niesamowicie mnie zaskoczyły. Nigdy bym nie przypuszczała, że Hermiona będzie w stanie rzucić Avadę na jakiegokolwiek człowieka, nawet śmierciożercę. No ale cóż. Uwielbiam zwroty akcji i jak najbardziej podoba mi się twój pomysł. OCzywiście rozumiem również, iz Miona była wstrząśnięta swoimi czynami, lecz od czego ma się przyjaciół jak i Dracona? No i do tego Snape'a który umie opieprzyć i zmotywować jak nikt inny.
    Heh...zazdrosny Harry, jest najlepszy, a wyznanie Malfoya pod koniec rozdziału idealne :) Naprawdę świetnie się to czyta, i z niecierpliwością czekam na nn ;*
    I mam taką prośbę. Czy mogłabyś mnie informować o nowych notkach u ciebie na moim blogu (który jest również o Dramione więc jeżeli masz ochotę to serdecznie zapraszam) http://for-hate-to-love.blogspot.com ?
    Byłabym ci bardzo wdzięczne ;)
    Przepraszam,że komentarz taki byle jaki, ale dzisiaj nie stać mnie na nic lepszego xd
    Pozdrawiam i życzę weny! ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Och, nazbierałam całe wiadro pochwał ;) Miło mi niezmiernie.
      Hermiona nie jest u mnie postacią kanoniczną, toteż pewnie jeszcze wiele razy uraczy Cię czymś, czego się po niej nie spodziewasz. Staram się urozmaicić życie postaci, jak tylko mogę, więc to dobrze, że czasem uda mi się z czymś niespodziewanym wyskoczyć.
      Zapiszę sobie Twojego bloga w zakładkach i postaram się informować na bieżąco. Najbliższa notka pewnie jutro ;)
      Pozdrawiam.
      PS komentarz był całkiem ładny i składny ;)

      Usuń
  2. o kurcze, Hermiona i Avada? to zaszalałas : ) swietnie to wszystko wymyslilas.

    OdpowiedzUsuń
  3. Wow, nic więcej nie jestem w stanie powiedzieć.
    Szok? Niedowierzanie.?
    Ale Severusa coraz bardziej lubię.

    OdpowiedzUsuń
  4. Ach jak się cieszę, ze Severus gdzieś pod tą skorupą ma dobre serce :) i na szczęście Harry i Ron, mimo zaistniałej sytuacji z Draco, dalej się o nią martwili i chcieli dobrze :)
    Pozdrawiam
    ~ Sandra

    OdpowiedzUsuń