środa, 24 lipca 2013

Znaki czasu cz. 2

 Część druga. Riddle ma jednak ludzką twarz. Szkoda mi własnej postaci, to chyba nie jest normalne.



Sen na niewiele się zdał, bo Hermiona tak bała się przebudzenia, że miała okropne koszmary, a poza tym budziła się co chwilę, starając się nie wstawać z łóżka. Choć w pokoju była sama, cały czas miała wrażenie, że ktoś ją obserwuje, że utkwione jest w niej martwe spojrzenie szarych oczu, a przed tym spojrzeniem tylko głupiec nie czułby lęku. Czekała na świt tylko z jednego powodu – wtedy dowie się, co  dalej. Nie spodziewała się niczego innego, niż wyrok śmierci, dlatego serce tłukło się jej w piersi mocno, jakby chciało wykorzystać jak najwięcej uderzeń, zanim w ogóle przestanie bić. Trudno powiedzieć, by to, co Hermiona czuła, było strachem – to coś więcej. To świadomość nieuniknionego końca i poczucia, że jest się całkowicie zdanym na czyjąś łaskę. Miała przy sobie różdżkę, bo Voldemort z jakichś względów jej nie zabrał, ale co to da? Przecież nie miała żadnych szans w starciu z Dziedzicem Slytherina. Tak więc mogła tylko czekać na jego ruch. Na śmierć.
Jednak już z samego rana czekało ją zaskoczenie. Żaden śmierciożerca nie wywlókł jej za włosy z sypialni, jedynie pojawił się w  niej skrzat z naręczem czystych ubrań.
 - Droga pani – zapiszczało stworzenie – pan Riddle prosi, by po porannej toalecie zeszła pani na dół, na śniadanie. Prosił też przekazać pani, że każda próba ucieczki jest bezcelowa. Jaśnie wielmożny pan Riddle chce z panią porozmawiać. Życzę miłego dnia. – Nim Hermiona zdążyła cokolwiek odpowiedzieć, skrzat rozpłynął się w powietrzu, a ona została sama. Faktycznie, skorzystała z łazienki, włożyła na siebie elegancki strój, który dostała i zeszła nieśmiało na dół, rozglądając się niepewnie, jakby się spodziewała, że Riddle wyskoczy na nią zza rogu i zaatakuje.
 - Proszę tutaj – niespodziewanie znalazł się za jej plecami. Omal nie wrzasnęła, gdy wskazał jej drzwi do jadalni, a potem, jak gdyby nigdy nic, odsunął jej krzesło. – Zjedz wszystko i tak jesteś osłabiona po wczorajszej wędrówce. Nie dyskutowała z nim, choć naturalnie nie miała ochoty jeść śniadania w jego towarzystwie.  Nie chodziło tu nawet o świadomość, kim jest, czy o niemiły ścisk w gardle, ale o sam fakt, że przecież na pewno nie troszczył się o nią, a chciał, by nabrała do niego zaufania. Musiał jednak mieć w sobie coś z kretyna, skoro uwierzył, że to się uda.
Gdy skończyła jeść, spojrzała na niego wyczekująco, co wcale go nie zdziwiło. Słyszał pod drzwiami, jak całą noc mówiła przez sen „nie zabijaj mnie, pozwól mi wrócić!”. Potem znów milkła, wierciła się i rzucała, budziła, by zaczerpnąć kilka głośnych oddechów i cały cykl powtarzał się od nowa. Musiała panicznie się go bać.
 - Czekasz, aż powiem, co będzie dalej – stwierdził beznamiętnie. – Cóż mogę powiedzieć? Nie mogę sprawić, że  nagle wrócisz do swoich czasów, nie mogę też powiedzieć nic na temat twojego pobytu tutaj, poza tym, że istotnie nie możesz odejść, bo ta wiedza, którą posiadasz z przyszłości, jest dla mnie swego rodzaju zagrożeniem.
 - A czy możesz wyjawić mi, kiedy mnie zabijesz? – prychnęła, siląc się na pogardliwy ton.
 - Zabiję? – Riddle zaśmiał się przenikliwie. – Jesteś dla mnie cennym źródłem informacji, przydasz mi się. Poza tym nie mam w zwyczaju zabijać tak pięknych istot. – Hermiona otworzyła szeroko oczy. Czy on oszalał?
- Po co te komplementy? Nienawidzisz ludzi, nie potrafisz wykrzesać z siebie pozytywnych uczuć, a miłe słowa nie sprawią, że przestanę… przestanę się ciebie bać – przyznała. Riddle nie gubił jednak swojego szelmowskiego uśmiechu, który każdą kobietę przyprawiłby o szybsze bicie serca.  Ale gdyby mógł pokazać jej swoją prawdziwą twarz, wcale by się nie uśmiechał. Hermiona Granger nie mogła przecież wiedzieć, że się myli. Być może takiego go znała z przyszłości – bezdusznego sukinsyna pragnącego śmierci setek ludzi – ale teraz był przecież sobą, Tomem Riddlem, który, choć nie był dobry, był człowiekiem. Czującym, rozumiejącym, zagubionym.
- Mówię, co myślę – mruknął w rezultacie.
 - Nie zabijesz więc pięknych istot, a te mniej piękne mają przechlapane, co? – zakpiła boleśnie.
- Nie masz pojęcia, o czym mówisz.
 - I cieszę się z tego. Gdybym rozumiała twoje postępowanie, czułabym się strasznie. Zresztą nawet nie będę próbować. Ciebie po prostu nie da się zrozumieć. Okrucieństwo, jakiego się dopuszczasz, jest…
 - Wiem! – przerwał jej, gwałtownie uderzając pięścią w stół. - Myślisz, że nie zdaję sobie z tego sprawy?! Nie mam się za wzór człowieczeństwa, ale czasami muszę robić to, co robię. Gdy to wszystko wymyśliłem, byłem praktycznie dzieckiem. W mojej głowie zrodził się plan, więc podążałem wymyślonymi wcześniej ścieżkami, ale nie przewidziałem, że będę musiał stanąć oko w oko ze śmiercią czy tym okrucieństwem, o którym mówisz. Myślałem tylko o celu. A pewnie sama wiesz, że w podróży przychodzi zawsze taki moment, w którym nie można już zawrócić. – Wyrzucił z siebie. Hermiona tkwiła w autentycznym szoku. Takiego obrotu spraw na pewno się nie spodziewała. Swoją drogą wyglądało to na jakąś ponurą tragikomedię - Voldemort tłumaczący się ze swoich poczynań przyjaciółce Harry'ego Pottera.
 - Sam siebie zmusiłeś do takiego życia - powiedziała cicho, rezygnując z zaczepnego tonu.
 - Nie wiesz, jak było. Nie miałem rodziny, wychowałem się...
 - W mugolskim sierocińcu, a potem Dumbledore zabrał cię z niego do Hogwartu. Byłeś prymusem, prefektem naczelnym i zdobywcą specjalnej nagrody za zasługi dla szkoły, a potem pracowałeś u Borgina i Burke'a... Wiem wszystko. - Riddle patrzył na nią oszołomiony. - Nadal jednak uważam, że nie usprawiedliwia to zabijania niewinnych ludzi, rozbijania rodzin i chęci panowania nad światem.
 - Skąd ty to wszystko... skąd to wszystko o mnie wiesz? Nie żyłaś w moich czasach!
 - Istnieje wiele sposobów, by się wszystkiego dowiedzieć o twoim życiu, a ja i moi przyjaciele byliśmy do tego zmuszeni, żebyśmy mogli - urwała, niepewnie spuszczając wzrok z jego twarzy - cię pokonać.
 - Dlaczego wy? - spytał krótko.  - Jest na świecie tylu wielkich czarodziejów, a akurat troje nastolatków musiało chcieć mnie unicestwić?
 - Bo akurat wśród trojga tych nastolatków jest Harry Potter. Dowiesz się na pewno, kim on jest. W przyszłości.
 - I uda mu się? Zabije mnie?
 - Tego nie wiem. Wojna z tobą w przyszłości jeszcze się nie skończyła.
Zapadła cisza. Riddle siedział zamyślony, obserwując Hermionę która wyraźnie marzyła, by odwrócił wzrok. Ale on nie chciał tego robić. Chciał chłonąć ją wzrokiem, napatrzeć się na nią, jak długo będzie mógł. Miał swoich śmierciożerców - fałszywych przyjaciół żądnych władzy, ale cały czas był sam. Spędził w tym wielkim, ponurym domu wiele samotnych miesięcy, za towarzystwo mając jedynie skrzata i własne myśli. Nawet gdyby zechciał kogoś zaprosić, nikt by nie przeszedł, a nawet jeśli, to tylko ze strachu. Nie miał z kim porozmawiać, komu się wyżalić ani powierzyć swoich sekretów, bo każdy, kto go spotkał, uciekał w popłochu, jeśli tylko mógł. Niektórzy mówili, że działa jak dementor, że pozbawia szczęścia i nadziei każdego, kto przebywa w jego towarzystwie. A później nagle zjawiła się ona - Hermiona Granger, jego śmiertelny wróg z przyszłości.
 - Ciągle na mnie patrzysz. Nie rób tego - poprosiła.
 - Wybacz. Nieczęsto mam okazję oglądać ludzi w tym domu.
 - A śmierciożercy? - zdziwiła się.
 - Nikt z nich nie przychodzi tu do mnie. Przychodzą, załatwiają swoje sprawy i szybko się oddalają. Podobno odbieram ludziom szczęście samą obecnością. To prawda? - parsknął nieszczerym śmiechem. Hermiona milczała przez chwilę. Jakkolwiek trudno było się z tym nie zgodzić, teraz nie odczuwała tego działania, o którym mówił.
 - Nie wiem - odpowiedziała. - Ilekroć się z tobą spotykałam, większość uwagi skupiałam na tym, by przeżyć. Nie analizowałam twojej osoby. Teraz tego nie czuję, choć to i tak pewnie tylko jakaś twoja gra.
 - A jeśli nie?
 - Nie wierzę. Nic nie robisz bez powodu.
 - Nie będę grał, dopóki tu będziesz - oznajmił niespodziewanie.
 - Co? - Hermiona wyglądała na przerażoną samym faktem, że Lord Voldemort mówi do niej w ten sposób.
 - Zawrzyjmy umowę: ja nie będę knuł, zwodził i zabijał, a ty postarasz się zobaczyć we mnie człowieka i dasz mi kilka dni przyjaznego towarzystwa. Zgoda?
 - A później mnie wypuścisz? - spytała. Być może zabrzmi to dziecinnie i głupio, ale Tomowi zrobiło się zwyczajnie przykro - ledwo się poznali w jej przeszłości, a ona już marzy tylko o tym, żeby uciec. Skinął jednak głową na znak, że przyjmuje jej warunek. Teraz to ona była górą, mogła mu dać coś, na czym mu bardzo, ale to bardzo zależy.
 - Co mam robić? - wypaliła nagle dziewczyna.
 - Co chcesz. Masz do dyspozycji bibliotekę, wszystkie pokoje, skrzata i mnie. Nie chcę ci rozkazywać.
 - Więc... mogłabym poczytać. Pokażesz mi tę bibliotekę? - Tom zgodził się. Poprowadził ją na górę do niewielkiej biblioteki, jednak od góry do dołu wypełnioną półkami z książkami. Musiał, podobnie, jak ona, bardzo dużo czytać.
 - Weź, którą zechcesz.
Zaczęła się przechadzać między regałami, a on jej towarzyszył, z ciekawością obserwując jej zainteresowanie. Przeglądała kilka książek, a potem odkładała je na miejsce. Wreszcie jednak wzięła do ręki jedną, która tak ją pochłonęła, że nie usiadła nawet w fotelu, tylko od razu zaczęła czytać. Była bardzo skupiona, kiedy śledziła wzrokiem kolejne słowa i wyglądała przy tym naprawdę pięknie. Czerwona sukienka, należąca kiedyś prawdopodobnie do jego babki, zdecydowanie dodawała jej uroku. Nie mógł się powstrzymać, choć liczył się z natychmiastową reakcją obronną - podszedł do niej ostrożnie, stanął za nią, delikatnie objął ją w talii, położył głowę na jej ramieniu i westchnął cicho. Poczuł, jak Hermiona natychmiast spina się i prostuje, jak struna. Jej oddech przyspieszył, serce też zwielokrotniło liczbę uderzeń. Nie, nie z przyjemności. Ze strachu. Wiedział o tym dobrze.
 - Nie bój się. Nie zrobię ci krzywdy - szepnął. - Chciałem tylko... Wiesz, nie nawykłem do ludzkiej bliskości. Jeśli robię coś źle, przepraszam. - Po tych słowach jakby się uspokoiła, choć gdy się odezwała, w jej głosie nadal czuć było wielką niepewność.
 - Nie wiem, jak mam się zachować. To dlatego, że znam ciebie z przyszłości.
 - Wiem. Ale proszę, uwierz, że nie chcę, by coś ci się stało. Nic złego ci nie zrobię.
 - Dobrze. Zawarliśmy umowę i będę się jej trzymać - powiedziała. Tom westchnął w duchu - nawet jeśli chodziło tylko o tę głupią umowę, chciał wreszcie doświadczyć choć trochę bliskości.
  Spędzili w bibliotece kilka godzin. Ona czytała, a on na nią spoglądał. Czasem wdawali się w krótkie dyskusje na temat książek i ich treści, czasem nawet zażartowali z czegoś. Tom już dawno nie czuł się tak szczęśliwy. Zaczął uśmiechać się ludzko, śmiać się inaczej niż śmiał się do tej pory, cieszył się każdą chwilą.
 - Ty naprawdę potrafisz być dobry - rzekła nagle Hermiona, powodując u niego nową reakcję, której zupełnie nie znał - poczuł się zawstydzony. Czy naprawdę ktokolwiek mógł tak o nim pomyśleć?
 - Może... - mruknął tylko. Hermiona wstała, by odłożyć kolejny wolumin, ale gdy przeszła obok niego, złapał ją za rękę i mocno pociągnął ku sobie. Chcąc nie chcąc, wylądowała na jego kolanach. Byli tak blisko siebie, że nie śmiała oddychać, żeby ich oddechy się nie zmieszały.
 - Chciałbym, żebyś tu została. Nie zatrzymam cię na siłę, ale zrobię wszystko, żebyś sama nie chciała mnie opuścić.
 - Wiesz, że muszę.
 - Nic nie musisz. - Głaskając jej włosy, przybliżył swoją twarz do jej twarzy na bardzo niebezpieczną odległość. Zakręciło jej się w głowie, bo pomimo, że wiedziała, z kim ma do czynienia, była też zwykłą kobietą, a on niezwykle przystojnym, pięknym mężczyzną. Nie była w stanie się opierać, gdy ją pocałował. Był delikatny, wyrozumiały, ale stanowczy w swoim pocałunku. Po chwili nieśmiało zaczęła oddawać pieszczotę, sądząc, że jeśli będzie zadowolony z jej towarzystwa, nie będzie jej groziło niebezpieczeństwo. A raczej to próbowała sobie wmawiać. Wkrótce nie czuła już nic poza jego ustami na swoich i dłoniach błądzących po jej włosach i szyi z delikatnością, o jaką trudno posądzić Czarnego Pana. Sama nie odważyła się go dotknąć, póki sam nie nakierował jej rąk na własne ciało. Tom nie sądził, że całowanie kogoś może być tak przyjemne. Trudno wyrazić, jak bardzo podobał mu się dotyk miękkich, ciepłych ust dziewczyny, jej płynne, kojące ruchy i ta słodka niepewność, wkradająca się między nich.
 Kiedy odsunęli się od siebie, ich oczy błyszczały. To było bardzo niewłaściwe i fascynujące za razem. Hermiona po raz pierwszy nie bała się na niego patrzeć, nawet z tak bliska. On zaś poczuł, że jeśli Hermiona tylko zechce, to uczyni z niej królową swojego małego świata.
 - Nie możemy... - szepnęła dziewczyna, poprawiając nerwowo włosy.
 - Dlaczego? Jesteś w przeszłości, Hermiono. Nikt cię tu nie zna. Możesz robić, co zechcesz. A tego właśnie chcesz, prawda?
 - To nie tak... Ja tylko... straciłam kontrolę. Muszę coś ze sobą zrobić. - Ukryła twarz w dłoniach. Najwyraźniej tak, jak on sam, nie lubiła nie mieć władzy nad swoim życiem. - Czego ode mnie chcesz? - spytała zbolałym tonem, jakby oczekiwała natychmiast jasnej i precyzyjnej instrukcji, co ma teraz począć. Jednak odpowiedź, której udzielił jej Tom, stanowczo wybiła ją z pantałyku.
 - Chcę, żebyś była moja. Kto wie, jeśli teraz mnie zmienisz, może w twojej przyszłości też będę inny?
 - Z magicznego punktu widzenia to jest możliwe, ale przecież już za późno. Wyrządziłeś tyle szkód...
 - Jeśli w przyszłości zdaję sobie w jakiś sposób sprawę z tego, co teraz robię, to naprawię te szkody, o ile będę mógł. Obiecuję.
 - Teraz mi to obiecujesz, ale w przyszłości jesteś inny. Nie chcesz ludzkiego towarzystwa, nie zależy ci na...
 - Teraz zależy mi na tobie.
 - Znasz mnie mniej niż dobę! - wypowiedziała wreszcie na głos to, co dręczyło ją od momentu, w którym się pocałowali.
 - To nie ma dla mnie znaczenia. Zmienię wszystko, co mogę, jeśli choć spróbujesz oddać mi część swojego serca.
 - Boję się, Tom - przyznała, przytulając go mocniej. O dziwno, odnalazła w jego ramionach spokój i poczucie bezpieczeństwa, a Riddle czuł się tak, jakby zdobył szczyt wyjątkowo wysokiej i niebezpiecznej góry. Ktoś mu zaufał, ktoś obdarzył go czułością. To było niesamowite uczucie, znacznie większe i lepsze niż wszystkie jego zwycięstwa w walce.
 - Ja też, Hermiono. Ale muszę cię prosić, żebyś spróbowała. Jaka jest twoja decyzja?



4 komentarze:

  1. Świetne! Jeszcze z takim parringiem się nie spotkałam. Bardzo fajnie napisane ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Och Hermiono zgodz się :D to urocze widzieć Tom'a w takim wydaniu, strasznie mi się podoba :)
    Pozdrawiam
    ~ Sandra

    OdpowiedzUsuń
  3. Taki inny Riddle... taki bardziej "ludzki" jest naprawde fajny :)

    OdpowiedzUsuń