44.2 Ha, nie
spodziewaliście się mnie tak szybko, co? ;) A tu proszę druga część rozdziału.
Mam nadzieję, że nie zawiodłam Was bardzo z tą ostatnią bitwą, bo chciałam żeby
wyszło fajnie. Proponuję przy czytaniu słuchać jakiejś niesamowicie patetycznej melodii, dodaje nastroju ;)
Usłyszeli,
jak ktoś wbiega po schodach na wieżę i zdrętwieli w przerażeniu. Zanim jeszcze
zdążyli zobaczyć napastnika, pofrunęło ku nim kilka zaklęć, przed którymi nawet
nie zdążyli ochronić się zaklęciem tarczy, a jedynie szybko paść na ziemię.
Przy upadku Hermiona boleśnie skaleczyła się w kolano, rozdzierając nań spodnie
i wrzasnęła krótko. Ledwo zdążyła się podnieść, już musiała odbić serię
złowrogich klątw śmierciożerców, których nie rozpoznała. Kątem oka widziała,
jak Ron walczy z jednym z nich, podczas gdy na nią nacierało dwóch kolejnych.
Musiała też mocno koncentrować się na tym, by nie stanąć za blisko barierki
wieży i nie spaść z tak wielkiej wysokości.
- Uważaj! – wrzasnął dziko Ron, a ona poczuła
na sobie zimny podmuch przerażenia, gdy pierwsza Avada Kedavra minęła ją o
włos. Gdyby tylko nie odwróciła się w stronę Rona, byłaby już martwa. Wzięła
szeroki zamach i cisnęła w śmierciożercę wyjątkowo silnym Confringo, tak, że od
razu zapłonął i dosłownie wyleciał przez ścianę w wieży.
- Nic ci się nie stało? – spytał Ron, gdy wyrzucił
ostatniego przeciwnika z pola bitwy.
- Nie. A Ty jesteś cały?
- Jeszcze tak – odparł i szybko wyjrzał przez
balustradę. – Co tam się, do cholery, dzieje?! Gdzie jest Dumbledore, Voldemort
i Harry? Przecież coś się już musi dziać!
- Nie minęło jeszcze zbyt wiele czasu, odkąd
się pojawili. – I znowu rumor na schodach. Kolejna partia śmierciożerców, tym
razem tych z wewnętrznego kręgu. Prędkość, z jaką obie strony rzucały w siebie klątwy,
była niesamowita. Świetliste groty wybuchały dosłownie co sekundę, zderzając
się ze sobą w połowie drogi. Było to jednak nic w porównaniu z tym, co działo
się na błoniach – setki czarodziejów ciskało w siebie przeróżne zaklęcia,
dementorzy krążyli wśród nich, uciekając przed srebrzystymi patronusami,
drzewa, krzewy i wszystko inne, co tylko mogło, stanęło w płomieniach, zewsząd
do ich uszu docierały wrzaski, huki i trzaski. Tymczasem sami musieli stawić
czoła groźnym śmierciożercom, którzy nie bawili się już w zaklęcia
oszałamiające – rzucali najgorsze czaromagiczne klątwy o strasznych skutkach,
ale Ron i Hermiona nie dawali za wygraną. Walczyli dzielnie, odpierając klątwy
i atakując, kiedy tylko im na to pozwalała sytuacja. Wszystko się zmieniło, gdy
Ron wreszcie padł nieprzytomny i zalany krwią na podłogę. Nie wiedziała, co ma
robić i tę chwilę dezorientacji wykorzystał bardzo rosły śmierciożerca, który
złapał ją za włosy, przyciągnął tyłem do siebie i przystawił ostry nóż do
gardła.
- Gdzie jest Potter? – wysyczał. – Wiem, że schował się gdzieś na tej wieży,
inaczej by was tu nie było. Gdzie on jest?! – ryknął tak, że niemal ogłuchła.
Cały czas patrzyła przerażona na Rona i modliła się, by żył.
- Tu go nie ma – jęknęła, gdy poczuła krople
krwi na swojej szyi.
- Więc gdzie jest? – pytał śmierciożerca,
gotów w każdej chwili przeciągnąć nożem po jej skórze.
- Nie wiem. Naprawdę nie wiem – pisnęła błagalnie.
- Szkoda. W takim razie musimy się pożegnać. –
Dziewczyna zamknęła oczy, wiedząc, że istotnie, żegna się z życiem. Jednak to
stało się w ułamku sekundy. Śmierciożerca został czymś przez kogoś trafiony i
wypadł za barierkę.
- Uciekaj! – wrzasnął znany jej głos Severusa
Snape’a. Nie zareagowała, podpełzła na kolanach do Rona, gdy tylko zaleczyła
ranę na swojej szyi, i przewróciła go na plecy.
- Ron. Ron! Obudź się, błagam! – z całej siły
uderzyła go w policzek. Wymamrotał coś niewyraźnie i otworzył oczy. Był cały we
krwi i najwyraźniej miał złamany nos. Naprawiła szkodę jednym zaklęciem, by nie
odczuwał bólu.
- Granger, do cholery jasnej! Wynoście się
stąd! Coś poszło nie tak! Coś nie wyszło! Jazda stąd! – krzyczał Snape, by nie
zagłuszył go tumult dochodzący z zewnątrz.
- Ron, musimy uciekać! – powiedziała Hermiona
i pomogła mu wstać. Nie było jednak szans, by Ron mógł biec.
- Ukryj go na dole i uciekaj! – Snape pomógł
jej sprowadzić wpół przytomnego chłopaka po schodach, po czym usadzili go pod
schodami, a Snape rzucił na niego zaklęcia kameleona.
- Sprowadzę dla niego pomoc – powiedziała, a
łzy napłynęły jej do oczu. Bała się. Nie chciała zostać sama i nie chciała, by
on został sam.
- Jeśli zaraz stąd nie uciekniesz, już nigdy
mu w niczym nie pomożesz! Czarny Pan zaraz tu będzie! Plan Dumbledore’a nie
wypalił, bo jakiś idiota z Zakonu… zresztą nie ma czasu, zjeżdżaj stąd!
- Dokąd?! – wrzasnęła, rozwścieczona,
zrozpaczona i przerażona równocześnie.
- Dokądkolwiek. Jazda! – Nie trzeba jej było
dwa razy powtarzać. Wybiegła z wieży i nogi same zaczęły ją nieść. Kilka razy
musiała rzucić zaklęcie tarczy, kilka razy oszałamiające, ale niektóre klątwy
lub ich strzępy trafiły w nią, powodując bolesne rany. Szczególnie jedna z
nich, która ugodziła ją w bok sprawiła, że dziewczyna wręcz zachwiała się pod
jej ciężarem i upadła, zaczerpnąwszy głęboko powietrza. Jej oczy znieruchomiały
w nieludzkim bólu, a na żebrach pojawiło się głębokie, krwawe rozcięcie. Przez
kilka chwil myślała, że to już koniec. Z taką raną nie ma szans na walkę czy
ucieczkę. Była pewna, że umrze. I wtem przypomniała sobie, co obiecała
Draconowi. Nigdy się nie podda.
Nagle z osłupienia
spowodowanego bólem wyrwał ją huk o sile wybuchu bomby. Wszystkie okna z
wielkiej sali eksplodowały, a zaraz po nich przez ogromne dziury, buchnęło
oślepiające światło, po nich płomienie. Taka siła zaklęć mogła oznaczać tylko
jedno – Voldemort lub Dumbledore. Tak czy inaczej oznaczało to, że gdziekolwiek
Harry jest, niedługo znajdzie się blisko Voldemorta. Tylko ta myśl była w
stanie postawić ją na nogi. Zaczęła biec tak szybko, jak jej na to pozwalała
zionąca krwią rana i po chwili wpadła do sali wejściowej i tu pełno było
walczących czarodziejów, ale nikt nie mógł jej zobaczyć, poprzez wciąż unoszącą
się, świetlistą mgłę.
- Hermiona! – usłyszała za sobą głos i
natychmiast go rozpoznała.
- Draco! – rzuciła mu się a szyję, jęcząc przy
tym z bólu.
- Na Merlina, ty jesteś ranna! Daj, muszę coś
z tym zrobić! – pociągnął ją za kołnierz za drzwi, by mieli choć prowizoryczne
schronienie. Tam szybko podwinął jej koszulkę i przyłożył różdżkę do rany.
- Co się dzieje, Draco? Snape mówił, że coś
jest nie tak.
- Bo Czarny Pan za szybko wdarł się do zamku.
Zabił chyba ze sto osób jednym zaklęciem… Widziałem, jak walczy z Dumbledorem.
- A Harry?
- Nie wiem, gdzie jest. A co z tobą? Hermiona,
dlaczego tu jesteś?! Musisz jak najszybciej…
- Muszę walczyć! – przerwała mu. Choć była
wykończona i obolała, nie zamierzała uciekać, jak tchórz. – Smok. Mój patronus
to smok – powiedziała niespodziewanie, co bardzo go zdziwiło. Wiesz, dlaczego
na takiego się zmienił, prawda?
- Wiem. – Oboje wstali w tym samym
momencie. – Kocham cię, Hermiono.
- A ja ciebie – odpowiedziała. Bardzo szybko i
bardzo desperacko wpili się w swoje usta, a potem pomknęli gdzieś przez mgłę i
zgubili się nawzajem. Hermiona już przekraczała próg Wielkiej Sali, gdy ktoś po
raz kolejny ją zatrzymał.
- Nie! Wracaj, wracaj! Nie możesz tu być!
- Harry! On tam jest! Voldemort jest w środku!
– Harry popędził obok niej ze straszliwym okrzykiem. Postawił wszystko na jedną
kartę. Któryś z nich musi zginąć i musi się to stać teraz.
Voldemort
zerwał klątwę łączącą go z Dumbledorem, który runął na przeciwległą ścianę.
Odwrócił się. Wszystko jakby zamarło. Hermiona zdrętwiała. Wpatrywała się
oszołomiona, z otwartymi ustami, jak zmienia się big historii czarodziejskiego
świata. Potter biegł, a pęd rozwiewał mu włosy, odsłaniając sławetną bliznę.
Voldemort uniósł różdżkę, jego oczy błyszczały najprawdziwszą czerwienią, usta
układały się do wypowiedzenia dwóch niosących słów śmierć. Wszystko stało się w
ułamku sekundy. Obaj, Harry Potter i Lord Voldemort wyrzucili przed siebie
różdżki jak lassa, trzymając je w zaciśniętych dłoniach. Z różdżki Czarnego
Pana trysnęło z ogromną prędkością i siłą zielone światło, różdżka Harry’ego
wyrwała z siebie czerwony, błyszczący promień. Zaklęcia starły się w połowie
drogi, powodując olbrzymi huk i rozsypując wszędzie złote iskry. Żaden z nich
nie zrezygnowałby za żadne skarby świata, choć i jednemu i drugiemu klątwa
sprawiała ogromną trudność.
- Trzymaj ją, Harry! MUSISZ ZWYCIĘŻYĆ! –
krzyknęła Hermiona, modląc się w duchu, by Harry dał sobie radę. Teraz już nikt
nie miał wpływu na przebieg tej bitwy. Choć wydawało się to niemożliwe,
zaklęcia wciąż przybierały na sile, ale wszystko stało się jeszcze bardziej
groźne. Harry tracił panowanie nad różdżką. Śmiertelne zaklęcie, rzucone przez
Voldemorta sunęło powoli w stronę serca Harry’ego. Hermiona wiedziała, że nie
może pomóc Harry’emu zabić Voldemorta, ale musiała zrobić cokolwiek, a więc
zrobiła jedyną rzecz, która przyszła jej na myśl, choć nie miała pojęcia
dlaczego. Nie wiedziała też, czy starczy jej na to czarodziejskich sił, ale
wycelowała w Voldemorta różdżkę i…
- Expecto Patronum! – ryknęła, ile miała sił w
płucach. Po raz drugi tego dnia pojawił się przed nią gigantyczny, utkany z
oślepiającego blasku smok, który natarł na Voldemorta i oślepił go swoim
światłem. Jego klątwa osłabła. Voldemort ryknął z bezradnej furii. Harry
wykorzystał ten moment. Zerwał połączenie i wymierzył ostateczny cios. Zielony
grot wystrzelił z jego różdżki i z oszałamiającą prędkością pomknął ku piersi
Voldemorta. Utonął w niej, a Czarny Pan wydał z siebie ostatni wrzask pełen przerażenia.
To już koniec. Było po wszystkim.
Obraz przed
jej oczami rozmazał się, wszystko spowiła ciemność. Nie dotarło do niej już nic
więcej.
Aaaaaaa boszzzz jesteś boska :-D A ja jestem pierwsza hahja :-D Ro,dział świetny byłam niezmiernie ciekawa jak opisze bitwę i tu jedno wielkie WOW :-D Co za idiota z Zakonu? Dumbeldor żyje prawda skoro Voldemort tylko zerwał połączenie to musi żyć ;) Ehh cudnie *-* Weny:-D Pozdrawiam,Lili :)
OdpowiedzUsuńpansstowweaslwy.blogspot.com
ron-hermiona-draco-dramione.blogspot.com
<---- ZAPRASZAM :)
Aww, jesteś zaczepista, Matko Boska, zaraz się zesram! Czekałam w napięciu na każde słowo no i się doczekałam :-). Rozumiem, że następny rozdział będziewyjaśniał to o tym durniu z Zakonu, i będzieteż wątek Dramione? :-)
OdpowiedzUsuńKocham cię normalnie!
http://avedianhistory.blogspot.com/
Przeżyli. Przeżyli. Hahahahaha. Teraz wszystko będzie dobrze
OdpowiedzUsuńPrzeżyli. Przeżyli. Hahahahaha. Teraz wszystko będzie dobrze
OdpowiedzUsuńJejj :D
OdpowiedzUsuńWspaniale opisane :D
Nie mogę się doczekać kolejnego.
Cały rozdział czytałam z wypiekami na twarzy ^^
Genialne! Kobieto, jesteś najwspanialsza! No proste, Hermiona wyczarowała patronusa i bum :D
OdpowiedzUsuńDzisiaj mój komentarz skrócę, z racji tego że muszę wyjść, ale chcę ci powiedzieć, że jesteś moją ulubioną autorką. I tak pozostanie.
Sposób w jaki opisałaś walkę był niesamowity. Scena, w której Draco i Hermiona się całują, przypomina mi trochę scenę z filmu, gdzie Hermiona i Ron zniszczyli jeden z horkruksów w Komnacie Tajemnic. Z samą Komnatą i ukryciu tam pierwszorocznych też miałaś znakomity pomysł.
OdpowiedzUsuńJest jedna rzecz, której nie lubię w twoich opowiadaniach - tego, że się kończą. :) Jak dla mnie mogłyby trwać bez końca.
Genialne !! Czytałam z zapartym tchem !!!
OdpowiedzUsuńmojeminiopowiadania.blogspot.com
Cholera jasna, nie wiem co napisać. Normalnie mnie oszołomiło! To było więcej niż niesamowite! To było nie do opisania. Zrobiłaś to w taki sposób, że czułam się jakbym czytała HP i Insygnie Śmierci, moment o bitwie ostatecznej!
OdpowiedzUsuńJestem z Ciebie dumna... Nawet Cie nie znam, ale wiem, że jesteś wyjątkową osobą! I wiem też, że masz talent! Ogromny!
Czekam aż wydasz prawdziwą książkę!
Pozdrawiam szczerze!
Odiumortis.
Wow. To było wow. Po prostu wow! Brak mi słów strasznie się wczułam, muzyka pomogła, dzięki za radę;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, weny i dodawaj następny tak samo szybko jak teraz;*
O rany! Nie spodziewałam się tego rozdziału aż tak szybko!
OdpowiedzUsuńDobrze, że Hermiona zachowała zimną krew i pomogła jakoś Harremu. tylko wiesz... ona nie może teraz umrzeć! Ani ona ani Draco, bo tego bym chyba nie przeżyła.
Pozdrawiam ;)
Fantastyczna bitwa! Świetne, fenomenalne... jak zwykle pokierowałaś wszystkim cudownie! I nie, nie przesładzam, po prostu jesteś wspaniała i cudownie piszesz. :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, Morgena
Rozdział był niesamowity. Świetnie opisałaś scenę bitwy.. No i ten wątek romantyczny - to jest to.:D
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że Severusowi nic się nie stało - polubiłam go.:)
Czekam na kolejny.:)
Pozdrawiam,
la_tua_cantante_
www.amor-deliria-nervosa-dramione.blogspot.com
Genialny rozdział.
OdpowiedzUsuńNiesamowite. Bitwa po prostu idealna... no i wreszcie ten romans ideał :D
OdpowiedzUsuńCzekam na nexta :)
Pozdrawiam <3
Zastanawiam się, kto nawalił... ;) Świetny rozdział, w sumie to oba, bo poprzedniego nie skomentowałam. Hermiona uratowała świat :) czekam na happy end - mam nadzieję, że go nie zabraknie :)
OdpowiedzUsuńkurcze nigdzie nie bylo Bellatrix xDD
OdpowiedzUsuńRozdział mega Genialny !!
Co będzie z Mioną , Draco i Ronem??
I kto z Zakonu nawalił?
pozdrawiam i zycze weny.
~Anka
Taaaaak!! To już koniec, Voldemord nie żyje, ale ktoś zdradził Zakon, mam nadzieję, że słono zapłaci za to... Rozdział świetny! I ufam że Ron wyjdzie z tych.. Draśnięć? :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
~ Sandra